piątek, 29 marca 2013

"Isola" Isabel Abedi

Przechodząc między książkami wyłożonymi na półce w bibliotece natknęłam się na pozycje napisaną przez autorkę, której nazwisko gdzieś wcześniej już spotkałam, jednakże za nie potrafiłam przywołać w pamięci w jakich okolicznościach. Wzięłam książkę do domu i wygooglowałam hasło :Isabel Abedi. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że stworzyła ona cykl powieści, w których zaczytywałam się mając lat przynajmniej o połowę mniej niż obecnie. Więc skoro książka ta, przeznaczona tym razem dla młodzieży, wpadła już w moje łapki, nie mogłam odmówić sobie przyjemności przeczytania jej.

" Isola znaczy po włosku wyspa. Po portugalsku wyspa to ilha. Ale podczas gdy w ilha pobrzmiewało coś zmysłowego, tęsknego, isola kryła w sobie słowo "izolacja" - i właśnie to nas niebawem czekało."

Dwanaścioro nastolatków wyrusza na bezludną wyspę w celu wzięcia udziału w projekcie przygotowanym przez ekscentrycznego reżysera. Jego zamiarem jest stworzenie filmu kręconego za pomocą ukrytych kamer rozsianych po całej wyspie. Jedną z uczestniczek jest Joy, a właściwie Vera, gdyż takie imię przyjmuje na potrzeby produkcji. To właśnie jej oczami obserwujemy wydarzenia rozgrywające się w egzotycznych plenerach w pobliżu Rio de Janeiro. Nastolatkowie spędzają dnie wylegując się na plaży lub oddając innym formom lenistwa. Do ich umysłów wkrada się jednak niepokój wraz z otrzymaniem instrukcji gry, której mają wsiąść udział, bo inaczej ich przygoda zostanie zakończona w trybie natychmiastowym. Jedno z nich ma zostać mordercą i powoli eliminować pozostałych, odsyłając ich przy pomocy reżysera do domu. Wygląda jednak na to, że ktoś potraktował sprawy zbyt poważnie. Nieustępliwe oko kamery śledzi poczynania grupy na każdym kroku. I tylko ono zna prawdę...

"Kogo zagramy, jakie role, główne czy drugoplanowe - kim będziemy na tej wyspie? Co miało się z nami stać, co nam przeznaczono? Nie rozdzielono ról, nie wybrano bohaterów czy czarnych charakterów. Mieliśmy stworzyć własny film, zaplanować akcje, a tym samym i postacie, w które wcielimy się na wyspie"

Już na pierwszej stronie otrzymujemy rozpiskę bohaterów, oraz ról jakie przyjęli. Jest to o tyle ciekawe, że nigdzie później nie natykamy się na ich prawdziwe tożsamości. Podglądani 24h na dobę przyjmują różne postawy, aby ukryć swoje prawdziwe oblicza, a przynajmniej ujawnić jednie tyle, ile sami zapragną. Nie ma wśród nich żadnych przywódców, czy superbohaterów. Choć wszyscy posiadają odmienne charaktery, nikt nie pcha się przed szereg; każdy z osobna walczy z napotkaną sytuacją mając w pamięci obiecaną gaże.
Narracja prowadzona z perspektywy czasu, od samego niemalże początku insynuuje, że na wyspie wydarzyło się coś strasznego; coś co pozostawiło rysę w życiu bohaterki. Książka prowadzona jest dość sprawnie, więc z każdym kolejnym rozdziałem czytelnik coraz częściej zaczyna zadawać sobie pytanie co się stanie za chwilę. Niestety powieść osiąga kulminacyjne napięcie gdzieś w połowie książki, które w miarę odkrywania kolejnych elementów paradoksalnie spada. Pod koniec pojawia się dość sporo usterek i niejasności. Samo rozwiązanie trochę bardziej wymagającemu czytelnikowi pozostawi pewien niedosyt.
Pomysł sam w sobie nie jest niczym nowatorskim, nie od dziś jest wiadome, że najbardziej nas, jako ludzi ciekawi życie innych. Swojego czasu programy typu reality show cieszyły się ogromną popularnością. Jednak nawet na co dzień nigdy nie jesteśmy ze sobą sam na sam, powszechny monitoring, kamerki komórkowe i wiele innych tego typu rzeczy sprawiają, iż jesteśmy ciągle potencjalnymi, nieświadomymi swej roli aktorami.

Wielki brat patrzy i nie można od tego uciec.

Książka reklamowana jest (była?) jako "Zajmująca historia miłosna, zapierający dech w piersiach thriller i psychologiczny majstersztyk." Aż tak daleko nie posuwałabym się z pochlebstwami, gdyż z tego co mogło zostać całkiem niezłą obyczajówką z wątkiem psychologicznym, powstał kiepski thriller, jednak, czy to z powodu mojego dziwnego pociągu do niemieckiej literatury, czy też sentymentu do autorki, książka nie pozostawiła po sobie niemiłego wrażenia.

Moja ocena: 4

wtorek, 26 marca 2013

Cytat tygodnia

Jestem wielbicielką wszelkiego typu złotych myśli, cytatów czy całych fragmentów książek, dlatego też od dziś wprowadzam do swojego bloga nowy cykl: "Cytat tygodnia". Chyba nie trudno zgadnąć co będzie w sobie zawierał  :)

„...książki mają duszę, duszę tych, którzy je piszą, tych, którzy je czytają i którzy o nich marzą.” 

("Gra Anioła" C. R. Zafon)

 

Czyli jeden z najciekawszych cytatów o książkach na jaki się kiedykolwiek natknęłam.
W tym momencie mogłabym zacząć swoje pseudofilozoficzne wynurzenia o marności ludzkiego żywota, oraz o pokrzepiającej myśli, iż książki pozostaną namacalnym dowodem naszego istnienia, oraz uczynią nas nieśmiertelnymi, ale oszczędzę wam tego :)

Na zakończenie piosenka, która w żaden sposób nie dotyczy treści tego postu tkwi mi jednak w głowie od dłuższego czasu :)


A wy macie jakieś szczególnie bliskie waszemu sercu złote myśli? Jeśli tak piszcie w komentarzach. Najciekawsze umieszczę za tydzień w kolejnym zestawieniu, wraz z nazwą waszego bloga. A nuż przyda wam się ta mała promocja :D

piątek, 22 marca 2013

"Misja Ambasadora" Trudi Canavan

Proza pani Canavan zdobyła moje serce wraz z przeczytaniem "Trylogii Czarnego maga", dlatego też ogromnym szczęściem napawał mnie fakt, iż autorka postanowiła napisać kolejną trylogię opowiadającej o losach mieszkańców Kyralii i Krain Sprzymierzonych. Dlatego też gdy tylko "Misja Ambasadora" wpadła w moje objęcia , z uśmiechem na ustach na powrót zanurzyłam się w ten magiczny świat....

Akcja książki obejmuje wydarzenia rozgrywające się 20 lat po najeździe Ichanich opisanym w "Wielki Mistrzu". Głównym bohaterem powieści tym razem staje się Lorkin  - syn Sonei i Wielkiego Mistrza Akkarina. Jest on młodym człowiekiem szukającym sensu życia i swojego miejsca na ziemi. Gdy niespodziewanie dowiaduje się o poszukiwaniach wyższej magii przez Mistrza Dannyla mających odbywać się na terenach Sachaki, postanawia dołączyć do niego. Oczywiście na drodze do zamierzonego celu staje mu matka objęta panicznym strachem o życie syna, który poprzez zatargi swoich rodziców z rdzennym mieszkańcami owego kraju szczególnie narażony jest na ataki. Jej przeczucia nie były bezpodstawne, gdyż nie długo po opuszczeniu Gildii Lorkin zostaje zmuszony do ucieczki w celu uchronienia żywota.
Jak w poprzednich częściach tak i tu obserwujemy szereg wątków pobocznych. Wśród Złodziei pojawia się tajemniczy morderca pozbawiający życia co bardziej wpływowych przedstawicieli tego jakże zacnego ugrupowania. Jego ofiarą pada również rodzina Cerego, który od tej pory nieustępliwie szuka winnego. Dochodząc do wniosku, iż zabójca jest magiem zwraca się o pomoc do Sonei, która jako Czarny Mag sama nie może narzekać na niedomiar problemów.

Już na samym początku warto zaznaczyć, że jestem ogromną fanką wszelkiego typu sequeli, prequeli, czy spin-offów. Niejednokrotnie zastanawiałam się, jak potoczą się losy bohaterów w przyszłości, która zawarta jest już po postawieniu kropki w ostatnim zdaniu. Czym większy odstęp czasu, tym lepiej. Odkrywanie zmian sprawia mi ogromną frajdę, a w Kyrlandii niewątpliwie zmieniło się sporo: zaprzestano corocznych czystek, uzupełniono luki w historii, zaczęto szkolić
magów spoza Domów.  Dodatkowo na nowo mamy możliwość spotkać się z bohaterami, którzy także przeszli przemianę.  Miło było przeczytać jak Sonea z zagubionej dziewczyny stała się silną kobietą, jedną z najpotężniejszych osób w Gildii. Początkowo obawiałam się, że poprzez moje przyzwyczajenie do dawnych bohaterów nie będę potrafiła polubić nowych i z utęsknieniem będę wypatrywać fragmentu z nimi. Jednak myliłam się. Pani Canavan ma prawdziwy talent do tworzenia barwnych, żywych bohaterów. Także wykreowany świat jest bardzo realistyczny. Autorka niejednokrotnie przenosi problemy z naszej rzeczywistości do swojej powieści. Tym razem sprawa tyczy się uzależnień społeczności Kyrlandii od gnilu, powszechnie dostępnego narkotyku, przy którym na nic zdają się uzdolnienia uzdrowicielskie.   W "Misji..." przybliżone zostały nam także tereny Sachaki, oraz ich mieszkańców (jak dotąd ukazanych  jedynie z tej ciemniejszej strony). Istnienie ugrupowania złożonego z kobiet silnych, przebojowych, gotowych sięgnąć po swoje, które poznajemy wraz z głównym bohaterem, spowodował, że moje feministyczne "ja" było bardzo usatysfakcjonowane. Opisy tak jak i w poprzednich są bardzo plastyczne i oddziaływające na wyobraźnie, przez co czytanie tej w końcu nie tak cienkiej lekturki,  jest bardzo przyjemne.

Początkowo moją radość mąciła nutka niepewności, czy aby książka ta nie została napisana jedynie dla komercyjnego sukcesu, do którego osiągnięcia wystarczyłoby samo sygnowanie tej pozycji nazwiskiem autorki. Moje obawy rozwiały się jednak natychmiast. (Sama autorka wspomina zresztą, iż książkę tę pisało się jej łatwiej niż trzeci tom trylogii wcześniejszej). Choć "Trylogia Zdrajcy" niewątpliwie łączy się z "Trylogią Czarnego Maga", jest ona całkiem odrębną historią, która nie zmusza niego do zapoznania się z wcześniejszymi dziejami bohaterów (choć niewątpliwie jest to większa radocha (przynajmniej dla mnie :)). Polecam.

Moja ocena: 5

piątek, 15 marca 2013

"Życie Pi" Yann Martel


"Życie Pi" jest trzecią książką w dorobku hiszpańskiego pisarza Yanna Martela (o czym skwapliwie informuje nas sam autor) i jak dotąd jedyną, której udało się odnieś sukces. I to jaki! Historia nastoletniego Pi Patela - jedynego ocalałego pasażera statku "Tsimtsum", który przeżył 227 dni na Oceanie Spokojnym, w jednej szalupie z 450 funtowym tygrysem bengalskim, z łatwością trafiła do serc milionów czytelników na całym świecie. Choć opowieść na pierwszy rzut oka wydająca się być wyssana z palca, zdarzyła się naprawdę. Cóż, nie od dziś wiadomo, że życie pisze najlepsze scenariusze...








"I wtedy starszy pan powiedział: "Znam pewną historię, która sprawi, że uwierzy pan w Boga".
- Czy pańska historia rozgrywa się dwa tysiące lat temu w odległym zakątku imperium rzymskiego? - zapytałem.
-Nie.
- Czy nie chodzi wobec tego o siódmy wiek i Arabię?
- Nie, nie. Wszystko zaczęło się tutaj w Puttuczczeri..."

Książka podzielona jest na trzy zasadnicze części. Pierwsza z nich opowiada o dzieciństwie Piscine'a Molitora Patela, czyli tytułowego Pi, wychowującego się w rodzimych Indiach. Chłopiec od zawsze miał styczność z różnego typu zwierzętami z powodu profesji swoich rodziców - właścicieli miejscowego zoo. Co jeszcze odróżnia tego indyjskiego chłopca od innych, zwykłych obywateli? Pi szczerze i prawdziwie poszukuje Boga w swoim życiu. Odbywa swoistego typu wędrówkę przez religię hinduską ( w której wierze został wychowany), chrześcijańską, oraz muzułmańską. W każdej z nich dostrzega piękno i pomimo niezadowolenia współwyznawców, gorliwie wyznawał każdą z nich, udowadniając tym samym, że żadna nie ma wyłącznego monopolu na zbawienie. Historie z przeszłości przeplatane są z teraźniejszością podczas opisów spotkania autora z bohaterem książki w trakcie zbierania materiałów, oraz narratora wypowiadającego się z perspektywy czasu o przeżytej przygodzie. Druga część zaczyna się dokładnie tam gdzie skończyła wcześniejsza, czyli podczas morskiej wyprawy do Kanady rodziny Patelów i części zwierząt w celu zapewnienia lepszych warunków życia. Feralna podróż kończy się zatonięciem statku pozostawiając Pi -jedynego ocalałego, na pastwę żywiołów i zwierząt (zebry, hieny, orangutana i tygrysa). Jego współtowarzysze niedoli, wraz z upływem czasu zjadają się nawzajem, a on sam zostaje skazany na obecność tygrysa, który przerażał go bardziej niż rozciągający się przed nim ocean. W tym momencie zaczyna się historia właściwa, opisująca losy naszego bohatera, jego walkę o przetrwanie, w której bezcenne okazała się jego zręczność, pomysłowość, niezachwiana wiara w Boga i własne możliwości, oraz rodząca się zażyłość między afrykańskim drapieżnikiem i człowiekiem. Trzecia natomiast... nie tu zaczęłoby się już spoilerowanie :)


Po książkę sięgnęłam z czystej ciekawości, widząc jak wielki odniosła sukces i jakie zainteresowanie wzbudza, szczególnie po premierze filmu. Spodziewałam się umoralniającej historyjki o sile wiary i tym podobna, a otrzymałam... niesamowitą historię.
Mało który autor jest w stanie przekonać mnie do przeczytania opowieści rozgrywającej się na środku oceanu, posługując się jedynie dwoma postaciami, z których jednak jest tygrysem bengalskim (i to wcale nie upersonifikowanym). W książce występuje dużo opisów zwyczajów zwierząt (szczególnie w pierwszej części), oceanicznej fauny i flory, czy przeżyć wewnętrznych bohatera. Zazwyczaj tego typu rzeczy najzwyczajniej w świecie mnie nudzą, jakże więc wielkie było moje zdziwienie, gdy z każdym napotkanym fragmentem moje zainteresowanie wzrastało, a każdy wers chłonęłam z przyjemnością. Pan Martel posiada lekkie pióro, co w książkach tego typu ma nie małe znaczenie. Spodziewałam się poważnego tonu, otrzymałam ciekawą i chwilami autentycznie zabawną lekturę, podnoszącą na duchu i posiadającą w sobie naprawdę sporo pozytywnej energii. Szczerze polecam każdemu :)

Moja ocena: 5

Ps. Ścieżka dźwiękowa do filmu jest niesamowita :) Oto próbka.



poniedziałek, 11 marca 2013

"Po tamtej stronie ciebie i mnie" Jess Rothenberg

"Po tamtej stronie ciebie i mnie" jest jedną z niewielu książek na mojej półce, która przeleżała dość długo nietknięta czekając na lepsze czasy. Jednak także ona dostała swoją szansę, gdy po długiej walce z zadaniem domowym potrzebowałam czegoś odprężającego i nie wymagającego używania szarych komórek.

Treść:
Poznajcie Brie Edglar, zwykłą piętnastolatkę posiadającą wszystkie przymioty, które wzorowa książkowa nastolatka mieć powinna, a mianowicie: trójkę oddanych przyjaciółek, super odjazdowego i w ogóle cool chłopaka, kochających rodziców, młodszego brata i psa. Słysząc jednakże pewnego pięknego wieczoru słowa: " Nie kocham Cię" wychodzące z ust ukochanego, czuje jakby jej życie skończyło się.  W zasadzie słowo "jakby" nie jest tu potrzebne, gdyż serce Brie pęka na pół (dosłownie (zadziwia mnie kreatywność niektórych autorów)), pozbawiając ją możliwości przybywania dłużej na tym ziemskim padole. Dziewczyna trafia do "Kawałka nieba" - przyjemnej pizzeri ulokowanej gdzieś między jedną, a drugą puchatą chmurką. Spotyka tam Patrica - chłopaka żywcem wyjętego z lat 80., który wprowadza ją w tajniki "życia" Ś.P, czyli ni mniej ni więcej tylko Śwież o Pochowanych, oraz podsuwa pomysł zemsty na nieszczęsnym ex, który doprowadził ją do stanu, w którym obecnie się znajduje. Spokojna jak dotąd dziewczyna daje upływ swojej złości i zaczyna dokonywać zemsty zza światów. Jak nietrudno się domyśleć jej pozaziemska interwencja będzie mieć opłakane skutki...

Książka jest dokładnie taka jak się spodziewałam lekka, łatwa i ( przynajmniej przez większość czasu) przyjemna w odbiorze. Jednak nawet jeśli podejdziemy do całości z przymrużeniem oka zauważymy kilka zgrzytów.
Postacie są wyjątkowo nijakie, główna bohaterka miota się przez większość akcji utworu (co można jej jeszcze wybaczyć - w końcu nie umiera się na co dzień), a jej partner pozuje na typowego chłopaka z tajemnicą, takie "ą" i "ę" niebiańskiego światka. Chwilami jego zachowanie jest wręcz infantylne, co dziwnie kontrastuje z wiedzą, iż wg ludzkich lat ma coś około 45 wiosen. Już na pierwszy rzut oka widać, że autorka sylwetki postaci pierwszoplanowych wzorowane są na tych występujących w książkach typu paranormal romans, oklepanych obecnie do granic możliwości. Pani Rothenberg, nie tędy droga!
Także wizja nieba opisana przez autorkę niezbyt mnie przekonuje. Zbyt podobne jest do naszego świata, który w dzisiejszych czasach ma zbyt mało z boskości. Jeśli tak ma wyglądać życie po śmierci to ja dziękuję.

Jednym z lepszych posunięć autorki jest podział na działy odpowiadające etapom, przez które musi przejść nasza świeżo pochowana, aby osiągnąć spokój ducha, a są to kolejno : Wyparcie, Gniew, Przekupstwo, Smutek, Akceptacja. Dodaje to trochę (troszeczkę) realizmu całej sytuacji, bo w końcu któż z nas potrafi w try mig odnaleźć się w jakimś nowym, zaskakującym nas, położeniu. Cieszę się, że aspekt ten nie został całkowicie pominięty.

Podsumowując, książka na dni całkowitego wyczerpania umysłowego, którą pomimo niektórych dialogów przyprawiających o ból zębów ( widać, że w przeciwieństwie do opisów przeżyć wewnętrznych nie są one domeną autorki) i niekonsekwencji w fabule czyta się naprawdę przyjemnie. Jednakże osoby, które spodziewały się fali wzruszeń i napływu przemyśleń egzystencjalnych mogliby się srogo zawieść.

Moja ocena: 3+

Na deser piosenka luźno powiązana z tematem książki :D