Chyba mogę sobie już na to pytanie odpowiedzieć, przynajmniej jeśli chodzi o sferę blogową i sądzę, że odpowiedź jest jednoznaczna - trochę pusto.
Z powodu stresu przedmaturalnego, dodatkowych zajęć i nauki nie miałam tyle wolnego czasu ile bym chciała, ale na szczęście to już za mną :)
W ciągu ostatniego roku przeżyłam wiele książkowych przygód, rozstań z moimi ulubionymi bohaterami jak i spotkań z tym jak dotąd mi nieznanymi....
Z żalem przyszło mi pożegnać się z...
...serią Diabelskie Maszyny Cassandry Clare. Długie oczekiwanie i przekładane daty polskiej premiery jedynie zaostrzyły mój apetyt. Nic więc dziwnego, że ostatnią część "Mechaniczną księżniczkę" dosłownie pochłonęłam i... przez znaczną część akcji czułam niedosyt. Niby wszystko było na swoim miejscu, ale... no właśnie. Epilog sprawił jednak, że na nowo dostrzegłam to wszystko za co ceniłam tę serią. Przez te dwadzieścia parę stron poczułam się jak na emocjonalnym rollercoasterze, który wyrzucił mnie z siebie nagle i bez ostrzeżenia. Rzadko kiedy czyta się fragmenty, tak uczuciowe, a zarazem przerażające w swojej wymowie. Dlatego też bez wahania postawiłam najwyższą notę, co jest u mnie rzadkością.
Śliczna oryginalna okładka, która jednak nijak nie pasuje do pozostałych... |
...szczególnie patrząc na grzbiety... |
Życie jednak nie lubi pustki...
... dlatego też bez problemu odnalazłam 4 naprawdę dobrze rokujące serie, na których kontynuacje czekam z niecierpliwością. "Dotyk Julii" Tahereh Mafi (oraz jego kontynuacje "Sekret Julii", oraz "Dar Julii") stały się jedyną antyutopią, którą połykam bez żadnego grymasu na twarzy. Kosmiczne połączenie X-menów, z obrazami destrukcji współczesnego świata typowych dla tego typu produktów, oraz ciekawe postacie i niekonwencjonalna narracja sprawiają, że seria ta tak właściwie czyta się sama. My jedynie chłoniemy zawartą w niej historię. "Wybrani" C. J Daugherty (kontynuacje "Zagrożeni", "Dziedzictwo") natomiast zyskały moją uwagę dzięki klimatowi brytyjskiej elitarnej szkoły z internatem, oraz tajnym organizacją rządzącym światem. Szwedzki duet Strandberg - Elfgren z łatwością potrafiący połączyć w swojej powieści "Krąg" (kontynuacje "Ogień" , "Klucz") wątki nadnaturalne z trzymającym w napięciu thillerem , także bez trudu zyskał moją sympatię. "Ostatnia spowiedź" Niny Reichter co prawda znalazła się na mojej liście przypadkiem. Życie prywatne gwiazd rocka, a dokładniej ich miłostki średnio mnie zajmują, jednakże wątek rozpoczęty w drugim tomie wydaje się tak irracjonalny i niedorzeczny, że po prostu muszę poznać jego rozwiązanie.
Gdy kończą się pomysły na jakąś ciekawą lekturę...
... chętnie sięgam po coś z klasyki zamieszczonej na liście BBC. Jako miłośniczka XIX wiecznych powieści bez trudu oddałam swoje serce prozie Dickensa, którego wcześniej znałam jedynie z "Opowieści wigilijnej". "Opowieść o dwóch miastach" czy "Dawid Copperfield" uczyniły jednak niejeden chmurny wieczór bardziej znośnym, tak samo jak "Wichrowe wzgórza" Emily Bronte oraz "Nędznicy" Victora Hugo, które ku mojemu zaskoczeniu okazały się niezwykłą ucztą dla duszy.
Uwielbiam zapach starych książek, czuć dotyk starego papieru pod palcami, oraz ciężar staranie wykonanej okładki. Na zdj. "Opowieść o dwóch miastach"Dickensa wraz z nieodłącznymi rycinami... |
Niekiedy jednak przymus edukacyjny okazywał się silniejszy...
... a wtedy moje myśli zajmowały książki, które z przyjemnością niewiele miały wspólnego. Smutne jest, iż z pośród 31 omówionych na lekcjach lektur o mojej przyszłości miały decydować dwie i to te wyjątkowo nieprzyjemne. Jednak nawet w najciemniejszej piwnicy liczyć można na błysk światła. Takowymi małymi iskierkami nadziei była dla mnie "Zbrodnia i kara" oraz "Dżuma", lektury potrzebne natomiast do pracy maturalnej wzbudziły moje zainteresowanie czasami II wojny światowej co zaskutkowało spotkaniami z różnego typu ksiązkami od "Zdążyć przed Panem Bogiem" przez "Kamienie na szaniec", a na "Złodziejce książek" Marcusa Zusaka i "To, co zostało" Jodi Picoult skończywszy.
Jeden rok przynieść może sporo zmian zarówno tych większych jak i mniejszych, chyba, że chodzi o miłość do książek - ta zawsze pozostaje niezmienna.
Te okładki Diabelskich maszyn faktycznie się nie zgrały :/ Dziwne, że wydawnictwo nie zadbało o większą spójność graficzną - a w jakim przedziale czasu były wydawane poszczególne tomy, zwłaszcza drugi i trzeci, może to miało wpływ?
OdpowiedzUsuńCzas w tym wypadku nie ma nic do rzeczy. Kolejne części (a warto zaznaczyć, że Mag już dużo wcześniej zaczął wydawać inną serię Clare) ukazywały się regularnie i w podobnej stylistyce. Okładka "Mechanicznej księżniczki" pasująca do pozostałych co prawda także powstała, ale jej premiera odbyła się jakieś 3 miesiące po tym jak dorwałam się do tej przeze mnie posiadanej...
UsuńAha, już rozumiem. Dziwi mnie tylko trochę, że jedno wydawnictwo kilka wersji książek wypuszcza, chociaż spotkałam się z tym już np. przy "Igrzyskach śmierci" - dziwna moda.
UsuńDobrze, że znów piszesz.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że zawiodły Cię Diabelskie Maszyny, ja cały czas się do nich przymierzam, ale masz rację co do tych okładek... tak je zmienili w trakcie i Ci którzy mieli w starej wersji, to co? Szkoda by mi było strasznie...
OdpowiedzUsuńTrafiłam akurat na Twój powrót do blogosfery, mam nadzieje, że zostaniesz na dłużej będe do Ciebie zaglądała i życze Ci wytrwałości i samej przyjemności no i oczywiście zapraszam do siebie ;)
Seria z pewnością mnie nie zawiodła, te wiktoriańskie klimaty i wątki paranormal... Coś dla mnie cudownego ! Gorzej z okładkami, choć widząc polską wersję "Mechanicznej księżniczki" nie żałuję, że mam tą, którą mam :)
UsuńPowinnaś jak najszybciej sięgnąć po całą serię, gorąco Ci polecam szczególnie teraz gdy wyszło zakończenie trylogii i ominie Cię te żmudne czekanie