niedziela, 15 czerwca 2014

"Samotnia" Charles Dickens

Pewnie każdy z was przechadzając się między bibliotecznymi półkami natknął się kiedyś na tomiszcza ciasno upchnięte między inne dzieła, jakby stało tam od początku istnienia tego miejsca. Pełnią one rolę cichych obserwatorów kolejnych pokoleń, postępów i poszerzania się grona ich pobratymców. Ich grubość przyciąga wzrok, ich podniszczona okładka sprawia, że z chęcią sięgnęliśmy by po aparat i stworzyli klimatyczną fotografię. Pokryta warstwą kurzu wygląda jak eksponat - relikt z zamierzchłych czasów.
 Jedną z nich jest "Samotnia" Dickensa - dzieło niebywale długie (1024 strony, małą czcionką!) i z pewnością tym samym odstraszające potencjalnych zainteresowanych. Osobiście jednak widząc jej grubość postanowiłam zmierzyć się z własnymi lękami i podjąć wyzwanie.
Przyznam szczerze nie była to rzecz dla mnie łatwa zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Podczas czytania doszło u mnie niemalże do zwichnięcia nadgarstka (taki tomik jednak trochę waży), oraz regularnego nawrotu kataru i kaszlu z powodu kurzu tworzącego wokół mnie swoistego typu aurę, wraz z każdym przewróceniem strony. Może i z daleka wyglądałby to magicznie jednak jako uczestnik tegoż wydarzenia szczerze nie polecam.

Przejdźmy jednak do treści.

Główną osią utworu jest niekończący się proces - Jardance przeciwko Jardance dotyczący dość pokaźnego spadku, który jednak od wielu, wielu lat nie doczekał się rozwiązania, oraz nawet jego zapowiedzi. Stał się on przyczyną upadku wielu osób z obu stron procesowych, dla których sąd działał jak narkotyk. Wraz z główną bohaterką Esterą Summerson - dziewczyną o nieznanej przyszłości wychowywanej przez chrzestną matkę, poznajemy kolejne pokolenie spadkobierców. Proces jest jednak jedynie przykrywką do ukazania historii rodziny Jardance, której zawiłe losy poznajemy wraz z biegiem wydarzeń.
 Akcja utworu toczy się na dwóch płaszczyznach  - jako opowiadania Estery, w formie pamiętnikarskiej, oraz odautorskiej narracji dotyczącej pozostałych bohaterów powieści. A tych jak na Dickensa przystało jest całkiem sporo. Wpływa to w dużej mierze na objętość tego tomiszcza, gdyż każda z nich jest dokładnie przedstawiona i omówiona, począwszy od detalów jak np. nawyki śniadaniowe, a na koligacjach rodzinnych cztery pokolenia wstecz skończywszy. Przyznam szczerze, że nie napawało mnie to radością, gdyż o ile chodzi o postacie pierwszo-  i drugoplanowe taki zabieg jest wręcz wskazany, aby czytelnik mógł nawiązać z nimi więź, o tyle w przypadku bohaterów czwartoplanowych jest zbędne. Na tym jednak na koniec. Jeśli ktoś z was kiedykolwiek narzekał na opisy przyrody w "Nad Niemnem" z pewnością po lekturze "Samotni" zmieni swoje zdanie. U Dickensa śnieg nie pada, tylko "z błękitnego nieboskłonu powoli, niby niesiony opiekuńczymi podmuchami wiatru opada w postaci śnieżnobiałego puchu, okrywając ziemski padół". Nie jest to oczywiście dokładny cytat, ale nie wiele w niem przesady.

Ryciny niewątpliwie uatrakcyjniają treść

Wiele osób właśnie za malowniczość w tworzeniu wszelkiego typu opisów ceni sobie najbardziej twórczość Dickensa, jednakże jeśli zajmują połowę 1024 stronicowego dzieła, to jednak troszeczkę za dużo. Szczególnie, że historia sama w sobie nie potrafi przyspieszyć w żaden sposób czytania. Całość więc dłuży się niemiłosiernie. Brakowało tej wartkiej akcji i subtelnego humoru tak dobrze znanego mi z "Dawida Copperfielda". Zamiast tego otrzymałam szczegółową charakterystykę ówczesnego sądownictwa ukazanego poniekąd w krzywym zwierciadle, oraz wielopokoleniowy dramat rodzinny. Jest to może i całkiem ciekawa lekcja historii oraz dowód na to, że mentalność ludzka nie uległa znacznym zmianom nawet jeśli czasy i obyczaje są obecnie całkiem inne, jednak nie potrafiło to przykuć mojej uwagi i szybko ogarnęło mnie znudzenie.
Uwielbiam XIX wieczne powieści ze wszystkim ich rozwlekłymi opisami, starymi obyczajami, niepowtarzalnym klimatem, oraz nonsensami jednak ta książka najzwyczajniej w świecie jest za gruba, a przez to zniechęcająca nawet najbardziej zagorzałych fanów.

Moja ocena: 3

Ach.. te stare książki..

3 komentarze:

  1. 1024 stron potrafi odstraszyć i mnie, ale to jest wyzwanie ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne drugie zdjęcie (nie liczę okładki:)
    Twoja recenzja jest dobra i nie zachęca mnie do sięgnięcia po "Samotnie"

    OdpowiedzUsuń
  3. 1024 strony mnie nie odstraszają, ale nie podoba mi się to, że akcja w żadnym momencie nie przyspiesza :)

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarze :D