sobota, 11 maja 2013

"Requiem" Lauren Oliver

 

 "A mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat"*


Książki z gatunku antyutopie, chwilę po ogłoszeniu planów ekranizacji "Igrzysk śmierci" szturmem zdobyły pierwsze miejsca w większości książkowych rankingach.  Wytwory czerpiące z tego gatunku zaczęły nagle wyrastać w księgarniach niczym grzyby po deszczu. Nic w tym dziwnego. Antyutopie dają duże pole do popisu autorom pragnącym puścić wodze fantazji jednocześnie nie będąc spętanymi wizją swoich dzieł na uginających się półkach z literaturą fantasy. Jednak jedynie część z nich zdobędzie rozgłos, a także serca czytelników na całym świecie. Niewątpliwe serii "Delirium" udało się to. Nie wiem czy decydującym czynnikiem była w tym wypadku akcja marketingowa, czy sama pozycja posiada w sobie "pierwiastek doskonały", który tak upodobali sobie jej odbiorcy. Requiem będące zwieńczeniem trylogii z pewnością było jedną z gorętszych premier minionego kwartału zostało przyjęte przeze mnie jednak dość chłodno. Zresztą sami przeczytajcie co wynikło z mojej konfrontacji z tą książką.

Lauren Oliver przyzwyczaiła nas, do wręcz znikomych odstępów czasowych między poszczególnymi częściami. Requiem pod tym względem nie różni się zbytnio od swoich poprzedniczek. Napięcie związane z nagłym powrotem do akcji Alexa jest wyczuwalne, a nasza biedna Lena miota się między dawnym ukochanym, który oględnie rzecz ujmując nie jest zachwycony jej nowym związkiem, oraz zakochanym w niej bez pamięci Julianem. Odłóżmy tą kwestie jednak na bok i przyjrzyjmy się głównemu wątku, który dojrzewał przez ostatnie dwie części, aby teraz ostatecznie nabrać formy - czyli rewolucji, która ma zmienić oblicze świata.  Grupa, do której dołączyła Lena jest nieliczna tak więc w ich wykonaniu obserwować będziemy mogli jedynie niewielkie działania spowodowane wkroczeniem na teren Głuszy porządkowych, których zadaniem jest wyniszczyć przeciwników remedium od środka paląc i niszcząc ich obozy, a ich samych zabijając. Dopiero poprzez kontakt z Ruchem Oporu wpadają w wir walki niosącej upragnioną wolność, okupionej jednak (jak w przypadku każdego zrywu) krwią.
Historia Leny po pewnym czasie staje się jednak nużąca, dlatego też jestem bardzo zadowolona z faktu, iż autorka zdecydowała się na stworzenie fragmentów prowadzonych zarówno od strony Leny jak i jej dawnej przyjaciółki Hany, biegnących niezależnie od siebie. Hana nie jest już jednak tą samą dziewczyną, która w "Delirium" pomagała Lenie w ucieczce do Głuszy. Przyjęła remedium, została sparowana z przyszłym burmistrzem Portland, oraz oczekuje na swój ślub. Jednakże dziewczyna nie zachowuje się jak pozostali wyleczeni - w dalszym ciągu śni, odczuwa lekką tęsknotę za dawnym życiem, oraz gryzące wyrzuty sumienia w stosunku do Leny, których pochodzenia czytelnik przez długi czas nie jest świadomy, próbując tłumić je poprzez pomoc rodzinie dawnej przyjaciółki, wypędzonej do dzielnicy biedoty po całym incydencie. Dodatkowo posiada pewien niepokój odnośnie swojego przyszłego męża posiadającego niezdrowe ambicje odizolowania, a także stopniowego wyniszczenia społeczeństwa sympatyzującego z ruchem oporu, oraz oddzielenia miasta od Głuszy grubym murem.

Życie Hany oraz życie Leny są oddalone od siebie o lata świetlne i zastawione ze sobą na zasadzie kontrastów, obie dziewczyny starają się jednak postępować słusznie przez co wzbudziły moją sympatię. Z chęcią czytałam także o powolnym wkupieniu się Juliana w łaski Odmieńców. Muszę przyznać, że zaskoczył mnie jego hart ducha. Autorka jednak całkowicie sknociła sprawę wprowadzając znów postać Alexa, który po tej części zajął zaszczytne 2 miejsce na mojej prywatnej liście najbardziej denerwujących postaci. Już zakończenie "Pandemonium" nie wróżyło nic dobrego
. Później jest niestety tylko gorzej. W Requiem byłam zmuszona obserwować jego gierki, będące zwykłą dziecinadą mające na celu... Właśnie, mające na celu co?! Wzbudzenie zazdrości u byłej dziewczyny, a może zniszczenie jej związku? Nie wiem. Ten chłopak ma przecież 19 lat, a nie 9! Więc albo autorka specjalnie kreowała jego postać na infantylnego, niestabilnie emocjonalnego młodzieńca, przechodzącego wyjątkowo burzliwie okres dojrzewania, albo nie miała kompletnie żadnego pomysłu na prowadzenie tej postaci. Pisząc o tym nie w sposób nie wspomnieć o nowo utworzonym trójkącie miłosnym, który w tym wydaniu był dla mnie wyjątkowo ciężkostrawny. Porzućmy jednak ten galimatias miłosny i idźmy dalej. Zdziwiło mnie nagłe porzucenie wątku hien. Przez całą książkę nie pojawiła się o nich żadna wzmianka, pomimo, że wątek miał potencjał. Pomijając ten szczegół, całość była prowadzona spójnie, choć niektóre sceny nużyły. Kilkanaście razy przyłapałam się na przeżuwaniu po kilka stron do przodu w poszukiwaniu fragmentu, do którego warto by było dążyć. Zakończenia serii mają to do siebie, że akcja już kilkadziesiąt stron  przed końcem przyspiesza, a napięcie ciągle wzrasta, aż do punktu kulminacyjnego. Tu tego jednak nie dostrzegłam. Całość idzie dość przewidywalnym torem. Na dobrą sprawę były może dwa zaskakujące momenty. Zakończenie więc w przeciwieństwie do dwóch pozostałych części nie powala na kolana. Autorka zdecydowała się na stworzenie otwartego zakończenia będącego ni mniej ni więcej tylko wstępem do innej historii - historii o powoli rozchodzącej się rewolucji, która zmieni oblicze świata. O tym jednak nie dane jest już nam przeczytać.

Requiem nie jest wcale gorsze, ani lepsze od Pandemonium, jednak zważywszy na to, że jest to ostatnia część spodziewałam się czegoś więcej. Książkę odkładam jednak na półkę z poczuciem dobrze spełnionej misji polegającej na ukończeniu serii "Delirium", tym samym kończąc na obecną chwilę z książkami typu antyutopie, które z pewnością nie należą do mojego ulubionego gatunku.

Moja ocena: 4

*frag. "Mury" Jacka Kaczmarskiego



"Delirium" 3+/6
"Requiem" 4/6
Ocena serii: dobry -
(ocena serii nie jest średnią arytmetyczną ocen poszczególnych części)



poniedziałek, 6 maja 2013

"Zbrodnia i kara" Fiodor Dostojewski [Blue]

Któż z nas nie słyszał o tym "pogromie uczniów-licealistów" ? Fakt, książka może figuruje w indeksie lektur szkolnych, lecz, o dziwo, okazuje się być całkiem przyjemną powieścią psychologiczną.
Głównym bohaterem dzieła jest Rodion Romanowicz Raskolnikow. Jest on zubożałym studentem, który ledwo wiąże koniec z końcem. Oczywiście uważa to za okropną niesprawiedliwość świata względem jego osoby. Wyznaje całkiem ciekawą teorię - jeżeli świat jest zbiorem jednostek, to wśród nich można wyróżnić jednostki wszawe oraz wybitne. Rodion uważa siebie za właśnie taką ponadprzeciętną jednostkę, zdolną do popełnienia zbrodni doskonałej, z zimną krwią. A wszystko po to, by jednostce plugawej odebrać jej dobra i rozdać bardziej potrzebującym. Nie zamierzam zdradzać zbyt wiele, choć wiem, ze większość ludzi zna choćby zarysy całej akcji ze streszczeń. Powiem jedynie, że cały utwór skupia się na psychologicznych efektach, które wywołuje zbrodnia.
Co jest szczególnego w tej pozycji? Na pewno dogłębne studium zbrodni oraz kary. Dużo jest tu też niejasnych postaci. Uważam, że to zasługuje na uznanie. W końcu, nie każdy człowiek jest tylko "dobry", albo tylko "zły". Brak postaci negatywnych i pozytywnych nadaje powieści realizmu. widzimy, że świat składa się z różnych odcieni szarości, a nie tylko (jak na przykład w "Nad Niemnem") z bieli i czerni. Całość napisana jest całkiem płynnym językiem, a rozdziały zakończono na najciekawszych momentach ( A niech cię, Fiodorze Dostojewski! ). Fakt, jej długość może przerazić mało wytrwałych czytelników. Podobnie też sam początek, który w gruncie rzeczy jest...nudny. Akcja rozwija się dopiero wraz z nadejściem części drugiej (całość złożona jest z sześciu części i epilogu).
Ogólnie rzecz biorąc, "Zbrodnia i kara" to pozycja niezwykle ciekawa, przedstawiająca różne sytuacje życiowe pod względem psychologii i słabości ludzkiej. Uważam, że wyrządzono jej wielką krzywdę, dopisując ją do kanonu lektur. Interpretacja szkolna jest po prostu żałosna. Jeśli według nauczyciela, rozdział popełnienia morderstwa był tytułową "zbrodnią", a "karą" był tylko etap zakończenia złożony z kilkunastu zdań, to ja już nie chcę omawiać dobrych książek w szkole. Chyba raczej należałoby się zastanowić nad tym, co tak na prawdę jest zbrodnią, a co karą w tym utworze. Całość podsumowania pozostawiam wam, kochani czytelnicy. Ten utwór odbiera się zbyt indywidualnie, by móc napisać sensowną puentę.  

[ Blue]
Moja ocena : 5

Zbrodnia i kara - 0
[Avia]: Jako, że w ostatnim czasie także czytałam tę książkę dorzucę swoje 3 grosze :) "Zbrodnia i kara" była dla mnie chyba jednym z większych niespodzianek książkowych ever. Tomiszcze grube jak cegła straszyło mnie od dobrych kilku miesięcy, gdy jednak sięgnęłam czytanie jej okazało się czystą poezją. Z pewnością jest to jedna z lepszych lektur szkolnych, posiadającą naprawdę ciekawą fabułę, oraz bohaterów, których nie możemy jednoznacznie ocenić, co było ogromnym plusem. Dodatkowo podpisuję się pod wszystkim co napisała Blue:) Jest to jedna z niewielu lektur (niestety), której występowania w kanonie nie będę w żaden sposób negować, oraz dowód na to, że hasło "czytam bo muszę" można w niektórych przypadkach postawić na równi z "czytam bo chcę".

sobota, 4 maja 2013

Stosik kwietniowy + cytat tygodnia 6

1)Kwiecień już za nami tak więc czas na małe podsumowanie :)


Od góry:
"Łotr" Trudi Canavan
"Romeo i Julia" William Szekspir (nie mogłam się zmusić do przeczytania tego w gimnazjum, więc teraz szybko nadrobiłam :))
"Kraina cienia" Jenny Carroll (Meg Cabot) (Recenzja tom I,II,III)
"Dziewiąty klucz" Jenny Carroll (Meg Cabot)
"Kraksa w górach" Jenny Carroll (Meg Cabot)
"Najczarniejsza godzina" Jenny Carroll (Meg Cabot)

Kwiecień jakoś szczególnie nie nastrajał mnie do czytania, ponieważ serwował nam albo pogodę wprost idealną na spacer, albo tak paskudną, że nic się nie chce . Mam nadzieję, że maj zaczęty z przytupem od naprawdę dobrej książki "Gwiazd naszych wina" (polecam gorąco - recenzja ukaże się za jakiś czas jak już ochłonę :)) okaże się łaskawszy dla mnie, jako czytelniczki.

2) Wraz z nadejściem nowego miesiąca postanowiłam odświeżyć szatę graficzną bloga. Co prawda nie ma ona zbyt wiele wspólnego z zieloną dachówką, ale co tam :) Za baner dziękuję blue, której prace możecie obejrzeć na jej profilu na deviantarcie:(http://bluefirewings.deviantart.com/)

3) Z lekkim poślizgiem przedstawiam wam także cytat tygodnia :


Kolejna porcja Kubusiowych mądrości. Ten cytat dzisiaj po prostu sam mnie dzisiaj naszedł. Nie mogłam więc go nie umieścić...

wtorek, 30 kwietnia 2013

"Kraina cienia\Dziewiąty klucz\Kraksa w górach" Meg Cabot

Meg Cabot - amerykańskiej pisarki dla nastolatek i dorosłych chyba nikomu nie trzeba przedstawiać . Książki wychodzące spod jej pióra (tudzież klawiatury) są lekkie, łatwe i przyjemne; doładowujące pozytywną energią. Książki Cabot można uznać za uniwersalne. Po jej twórczość sięgałam mając 13 lat, następnie 16, a teraz stojąc u progu dorosłości postanowiłam znów do niej powrócić. Pośród całej gamy tytułów wybrałam serię "Pośredniczka" i ponownie zatopiłam się w lekturze.

Historia rozpoczyna się wraz z chwilą przybycia głównej bohaterki Susanah (dla przyjaciół Suze) do Kalifornii, gdzie ma zamieszkać wraz z matką, jej nowym mężem, oraz trójką przybranych braci. Nowy dom okazuje się posiadać jednak nieproszonego lokatora - ducha pewnego ranczera skazanego na błąkanie się po pokoju, w którym został zamordowany przeszło 150 lat temu. Oczywiście nikt nic nie robi sobie z jego obecności, gdyż jako postać niematerialna umyka uwadze domowników; wszystkich oprócz Suze, która już w dzieciństwie odkryła, że potrafi widzieć umarłych. Jej rola nie ogranicza się jedynie do samej komunikacji z duchami. Dziewczyna jest pośredniczką między światem żywych i martwych, której zadaniem jest niesienie pomocy zbłąkanym duszom, które nie mogą przejść na drugą stronę. Nieoczekiwanie sojusznikiem staje się dla niej dyrektor miejscowej katolickiej szkoły średniej - ojciec Dominik, który także posiada ten dar.

Każda książka ( a przynajmniej 3 pierwsze części) opowiada osobną historię, połączone ze sobą jedynie wątkiem fabularnym. W "Krainie cieni" Suze będzie musiała zmierzyć się z duchem dziewczyny, która po zerwaniu z chłopakiem popełniła samobójstwo i z zaświatów próbuje ściągnąć nieszczęsnego chłopaka do siebie pozbawiając go życia. W drugiej zmuszona zostanie do przekazania wiadomości, która opacznie zrozumiana zaprowadzi ją na trop tajemniczego biznesmena, którego firma ma na sumieniu kilka tajemniczych zaginięć pośród niewygodnych dla niej osób. Dziewczyna przekona się także, że czasami to żywi sprawiają więcej problemów niż ludzie, którzy opuścili już ziemski padół. W "Kraksie w górach" będzie powstrzymywać 4 wściekłych duchów przed zamordowaniem sprawcy wypadku, który zrzucił ich samochód do morza sam wychodząc przy tym bez szwanku.

Książki Cabot pisane są bardzo luźnym stylem, czym ujęła swoich fanów. Jeśli ktokolwiek spodziewa się głębszych (nawet jak na młodzieżowe standardy) przemyśleń, nie ma w nich co szukać, dla tych, którzy oczekują jednak rozrywki w najczystszej postaci śmiało już dziś mogą się za nią zabrać. Suze pomimo wielu zmian nie ma problemów z ponownymi zaślubinami swojej matki, czy adaptacją w nowym miejscu, wręcz przeciwnie. Gorąca Kalifornia błyskawicznie stała się jej domem, a w nowej szkole niemalże natychmiast stała się popularna i poważana. Nie ma tu naciąganej teen dramy, co mnie bardzo cieszy. Bo ileż można czytać o skrzywdzonych i/lub zmagających się z problemami postaciach. Jednak dla większości z nas brak dramy = nuda. Seria ta udowadnia jednak, że nie jest to prawdą. Pomimo nieskomplikowanej fabuły każdy rozdział czyta się zprzyjemnością. Książki opierają się na utartych schematach, co w tym wypadku, (w przeciwieństwie do większości pozycji )jest zaletą, a nie wadą. Doskonale wiemy czego się spodziewać, dlatego też czyta się ją wolno, a nie z chorobliwym zacięciem, bo "muszepozanćzakończenieboniewyrobie". Głównej bohaterki nie da się nie lubić. Jest to zwykła dziewczyna z sąsiedztwa, lekko stuknięta i zdrowo zakręcona, potrafiąca wyjść cało z każdej opresji (choć w większej mierze zawdzięcza to szczęściu niż umiejętnościom). Czytając o jej przygodach dodatkowo okraszonych zabawnymi dialogami nie sposób się nie uśmiechać.
Nie jest to może zbyt ambitna literatura, za to doskonale nadająca się w czasie wiosennych depresji, przeciążenia nauką, okresu gdy "nicmisięniechce" itd. Fakt, że powracam do niej po raz kolejny powinien być najlepszą zachętą.

Moja ocena: 5 


https://encrypted-tbn1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcT_S1WGumPCuLVQhPeThHDjGR2Sx5b4mYLthtViANqJgfPcbTV1Og
http://3.bp.blogspot.com/-UsBbkGh1b5E/TwGej8RfBOI/AAAAAAAAANY/5q1ldzBD-p8/s1600/cykl+posredniczka.jpg                                                                                       
    Seria Pośredniczka: 

I. "Kraina cienia"
II. "Dziewiąty klucz"
III. "Kraksa w górach"
IV. "Najczarniejsza godzina" (najciekawsza)
V. "Nawiedzony"
VI. "Czwarty wymiar"








Książki przeczytane w ramach wyzwania: Czytam fantastykę

czwartek, 25 kwietnia 2013

Cytat tygodni 5


Trzeba przyznać, że coś w tym jest. Nawiasem mówiąc, gorąco polecam "Bez mojej zgody". Z pewnością czas poświęcony na nią nie będzie zmarnowany. A może już czytaliście? :)


sobota, 20 kwietnia 2013

"Dotyk Julii" Tahereh Mafi

Gdy myślałam, że wyczerpałam już swój miesięczny limit książek z gatunku antyutopie na mojej drodze stanął "Dotyk Julii". Pozycja rekomendowana przez Nikę jako niekonwencjonalne podejście do tematu, zaintrygowała mnie i sprawiła, że postanowiłam spróbować jeszcze raz.

Julia w wieku 14 lat została zabrana z rodzinnego domu do zakładu psychiatrycznego. Powód? Julia posiada moc, moc sprawiającą, że potrafi zabić samym dotykiem. Dziewczyna odrzucona i nierozumiana przez społeczeństwo od zawsze żyła w odosobnieniu. Zamknięcie jej w szpitalu było jedynie namacalnym zwieńczeniem jej izolacji. Chodź życie Leny trwa w permanentnym bezruchu tego samego nie można powiedzieć o świecie zewnętrznym, od którego dzieli ją gruby mur.  Najgorsze przewidywania ekologów spełniły się - ludzie doprowadzili matkę ziemię do upadku. Sytuację tą skwapliwie wykorzystał Komitet Odnowy, który pod hasłami przywrócenia dawnego ładu i ocalenia ludzkości wprowadziło jeszcze większy chaos i uruchomiło machinę terroru. Organizacja postawiła sobie jednak wyższe cele - pragnie przejąć władzę totalną nad całym światem. Do tego przedsięwzięcia potrzebna jest im jednak moc dziewczyny, którą postrzegają jako żywą machinę tortur. Zabrana do siedziby przywódcy Komitetu Odnowy zmuszana będzie do przyjęcia ich propozycji. Dziewczyna jednak buntuje się i przestaje biernie przyglądać się swojemu życiu, gdyż na jej drodze staje dawny sojusznik, który postanawia walczyć wraz z nią.

Już od pierwszych stron widać, że narracja prowadzona jest w sposób nietypowy. Fabuła ujawniana jest powoli co w pierwszej fazie może zniechęcić osoby przyzwyczajone do natychmiastowego rozeznania się w niej. Sytuacja zakreśla się nam na podstawie subiektywnych opinii tytułowej Julii. Sam sposób zapisywania przemyśleń także jest nietuzinkowy, pełny przekreśleń i urwanych zdań. Bardzo podoba mi się fakt, iż autorka nie boi się odejść od utartych schematów. Zastawiając "Dotyk..." z większością pozycji dla młodzieży bez trudu można to zauważyć. Mocną stroną książki są także bohaterowie, którzy nie są mdli, nudni i zbyt przerysowani. Dawno nie spotkałam się w książkach młodzieżowych z bohaterem kreowanym na masochistycznego psychopatę. Także główną bohaterkę nie można uznać za wiecznie szukającą wsparcia i pomocy księżniczkę, bezwarunkowo liczącą na swojego księcia z bajki. Julia posiada stosunkowo mocną osobowość, potrafi się postawić, odmówić, czy szukać odpowiedzi nie oczekując, że ktokolwiek będzie ją wyręczał. Ogromnym plusem było też dla mnie sposób
prowadzenia wątku miłosnego (który jak w każdej innej tego typu produkcji - musi być). Wątek ten nie był w żaden sposób wpakowany na siłę, nie odgrywał też pierwszych skrzypiec zagłuszając tym samym resztę fabuły. Był prowadzony w sposób naturalny i wyważony. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie czułam się zdzielona obuchem przez miłość głównych bohaterów.

Choć nie przepadam za książkami, opowiadające o walce społeczeństwa z bagnem, w które sami się wpakowali (choć tu cała sytuacja posiadała także wydźwięk proekologiczny) "Dotyk Julii" czytałam z przyjemnością. Z pewnością w dużej mierze odpowiedzialnym za to było niekonwencjonalne podejście do tematu i sposób prowadzenia narracji (choć sam styl pisania autorki nie jest jakoś wybitny). Po przeczytaniu książki poczułam się z pewnością mile zaskoczona.

Moja ocena: 5

+ book trailer, jeśli ktoś lubi taki sposób promocji książki (osobiście średnio za nim przepadam):

Książka przeczytana w ramach wyzwania: "Czytam fantastykę"

czwartek, 18 kwietnia 2013

Cytat tygodnia 4

"Mały książę" jest książką ponadczasową i uniwersalną dlatego też cytat na ten tydzień podchodzić będzie właśnie z niej.



sobota, 13 kwietnia 2013

"Pandemonium" Lauren Oliver

Pierwsza część trylogii Lauren Oliver zostawiła mnie z mocno mieszanymi uczuciami, dlatego też z daleko idącą ostrożnością podchodziłam do "Pandemonium". Jednakże za namową mojej drogiej koleżanki Niki zaczęłam czytać kontynuacje dając tym samym serii jeszcze jedną szansę...

Zakończenie "Delirium" w momencie gdy przerażona Lena przekracza granicę Głuszy, zostawiając po drugiej stronie umierającego ukochanego otoczonego przez hordę policjantów z całą pewnością było jednym z lepszych posunięć autorki. "Pandemonium" rozpoczyna się wraz z postawieniem przez naszą bohaterkę stopy na obcej ziemi. Narracja nie jest jednak prowadzona chronologicznie. Książka podzielona jest na dwie występujące na przemian części "Wcześniej" i "Teraz" (przy czym tych drugich jest więcej). Jak nie trudno się domyśleć "Wcześniej" opisuje proces adaptacyjny Leny wśród Odmieńców, druga część natomiast jej działania w ruchu oporu. Zadaniem Leny jest obserwowanie prężnie działającego komitetu popierającego Remedium. Niespodziewanie podczas zamieszek zostaje porwana i uwięziona wraz z Julianem - twarzą młodzieżowej propagandy.

"Pandemonium" jest niewątpliwe dużo ciekawsze od "Delirium". W dużej mierze odpowiedzialne za to jest opisywanie wydarzeń z punktu widzenia odmieńców. Rozwój zdarzeń obserwowany z perspektywy osób wyłamujących się z powszechnych norm jest dużo bardziej zajmujące niż śledzenie poczynań bohaterów, widziane oczami osoby, której światopogląd jest rezultatem społecznej propagandy.
Po przekroczeniu granicy zwieńczonej spektakularnym skokiem przez płot (gdyby autorka była Polką zaczęłabym podejrzewać ją o aluzje do protestów stoczniowców ) Lena w końcu zaczęła samodzielnie myśleć. Z tego też powodu jej przemyślenia są żywsze. Wątpliwości, które zaczęła odczuwać po spotkaniu z Aleksem w trakcie pobytu w Głuszy są już mocno ugruntowanymi przekonaniami. Dziewczyna przestaje być bezradną, zagubioną w otaczającym ją świecie jednostką, nie wyróżniającą się niczym w otaczającym ją tłumie. Ma siłę oraz motywacje aby wraz z Odmieńcami walczyć o lepsze jutro. Zanim to jednak nastąpi Lena będzie musiała zmierzyć się ze stratą ukochanego i pustką, którą po sobie zostawił. Na długo przed przeczytaniem książki spotkałam się z opinią, że Lena zbyt szybko zapomniała o Aleksie i zbyt często próbowała wyprzeć ze swojej pamięci wspomnienia o nim. Nie potrafię wyobrazić sobie jak inaczej mogłaby zareagować osoba, która od małego żyje w świecie, w którym właśnie bólu stara się za wszelką cenę uniknąć. Lena może i zmieniła swoje poglądy, niektóre reakcje są jednak zakorzenione w niej na tyle głęboko, że nie da się ich tak łatwo wyrwać.
 Lauren Oliver niewątpliwie poczyniła postępy w kreowaniu postaci, oraz świata, w którym przyszło im żyć (ewentualnie potrzebowała trochę czasu na rozwinięcie się). W "Pandemonium" spotkamy wielu nowych bohaterów, pośród których na pierwszy plan niewątpliwie wysuwa się Julian. Tak jak wcześniej Lena jest zwolennikiem remedium i tak jak ona pod wpływem drugiej osoby zaczyna mieć wątpliwości co do tego czy rzeczywiście stoi po właściwej stronie. O ile jednak nasza bohaterka była jedynie pionkiem, Julian ma wysoko postawionego tatusia, a on sam jest osobą rozpoznawalną, przez co jego bunt nie będzie już tak oczywisty. Warto nadmienić, iż jest to jedna z mniej papierowych postaci w tej trylogii. W zastawieniu Aleks vs. Julian z pewnością mógłby liczyć na mój głos.
W drugiej części akcja koncentruje się głównie na działaniach Odmieńców, którzy okazali się
całkiem sprawnie zorganizowanym ruchem mającym realne szanse na obalnie dotychczasowego systemu. Z radością podpatrywałam jak sprawy mają się po drugiej stonie barykady. Szczególnie ciekawie przedstawia się wewnętrzny rozłam w szeregach przeciwników remedium. Dotychczas, tak jak Lena, wierzyliśmy, że istnieją jedynie dwie grupy - "prawi obywatele" wierzący w zbawczą rolę zabiegu, oraz Ci, którzy sprzeciwiali się takiemu porządku rzeczy. Rzeczywistość przedstawia się jednak nieco inaczej, gdyż oprócz odmieńców do których dołączyła Lena istnieje także opozycyjna grupa Hien dążąca do rozlewu krwi.

Zakończenie (tak jak i w poprzedniej części) jest bardzo mocnym punktem książki. Zaskakujące i stwarzające wiele niebranych, do tej pory przez czytelnika, możliwości sprawia, że z przyjemnością sięgnę po "Requiem" będące zwieńczeniem trylogii.

Moja ocena: 4+

czwartek, 11 kwietnia 2013

Cytat tygodnia 3

Cytat na ten tydzień pochodzić będzie z ukochanej książki dzieciństwa, czyli "Kubusia Puchatka" A. A Milne.

Niedźwiadek o maleńkim rozumku miał trochę egoistyczne podejście do pojęcia przyjaźni,co nie umniejsza faktu, że bardzo lubię ten cytat :)

piątek, 5 kwietnia 2013

"Delirium" Lauren Oliver

O"Delirium" Lauren Oliver dowiedziałam się wraz z pojawieniem się na rynku "Pandemonium", czyli drugiej części. Już od pierwszej chwili książka ta wydawała mi się pozycją interesującą. Moją ciekawość dodatkowo podsycały pozytywne opinie i wiszące w powietrzu oczekiwanie na kontynuację, które dało się wyczuć z różnego typu komentarzy. W końcu nieczęsto miałam przyjemność spotkać książkę z tak niekonwencjonalnym pomysłem na fabułę, bowiem w świecie, w którym osadzona została akcja powieci miłość, o przepraszam, amora deliria nervosa, uznawana jest za chorobę o podłożu neurologicznym, którą trzeba bezwzględnie zwalczać. Wraz z nadejściem swoich 18 urodzin ludzie poddawani są specjalnemu zabiegowi, który na zawsze uwolni ich od strachu przed zarażeniem. Lena wciąż czeka na remedium. Przesiąknięta do cna przekonaniami, iż miłość niszczy, a jej jedynym zadaniem jest sprawianie ból z utęsknieniem wyczekuje swoich urodzin. Wierzy, iż później jej życie się ustabilizuje: zostanie wydana za mąż, podejmie prace, urodzi dzieci. Na chwilę przed wyznaczoną datą zabiegu staje się świadkiem akcji odmieńców - ugrupowania żyjącego w dzikiej puszczy której członkowie są zwolennikiem życia w miłości, a na jej drodze staje tajemniczy Aleks, który zacznie odkrywać przed nią prawdziwe oblicze otaczającego ją świata i sprawi, że Lena na własnej skórze przekona się czym jest miłość.
Po przeczytaniu doszłam do niemiłego wniosku, że książka nie spełniła moich oczekiwań. Żeby jednak zbytnio nie zniechęcać innych do tej pozycji, zaprosiłam do dyskusji moją drogą koleżankę Nikę, która stanęła w jej obronie i nie pozwalała mi zbytnio się nakręcać. Oto rezultaty naszej debaty:


Avia: Nie jestem fanką utworów antyutopijnych. Nie potrafią do mnie trafić. Uważam, że wizja przedstawiona przez autorkę została zrównana z poziomem podrzędnych powieści dla młodzieży i tym samym nie jest żadnym wyjątkiem pośród całej masy innych tego typu produktów.

Nika: Wyjątkiem? Cóż jeśli zarzucasz jej brak ciekawego podejścia do świata to się z tobą nie zgodzę.
Avia: Choć pomysł wyjściowy był interesujący, ostatecznie nie jest to nic więcej i nic mniej niż to co zaprezentowały inne książki młodzieżowe. Mamy główną bohaterkę odkrywającą krainę miłości, w której słońce zawsze świeci, przystojnego chłopaka który ją w ten świat wprowadza i przeciwności losu którym muszą sprostać. O czymś zapomniałam?
Nika: Dla mnie jest. Świat bez miłości to to smutna wizja; brak namiętności, matczynej miłości itd. nie jest wesołą wizją. C gorsza wybór takiej drogi nie jest nie możliwy.

Avia: Antyutopie przedstawiają świat, który obrał, jak sama stwierdziłaś, jedną z dróg która w naszych czasach jest niczym więcej jak zwykła abstrakcją. Jednakże proces zakodowania w umysłach ludzi iż miłość jest chorobą, został zapoczątkowany właśnie przez nich samych. Nie potrafię żałować społeczeństwa, które samo popchnęło się w stronę tej wysublimowanej drogi autodestrukcji. A właśnie to chce osiągnąć autorka.
Nika: Źle to odczytujesz. Na samym początku ludzie byli bardzo przeciwni tej możliwości (jednak jak i teraz byli i tacy, którzy oddaliby wszystko by nic nie czuć). Innym problemem jest kwestia sugestii. Grupka u władzy (która najprawdopodobniej nie podała się zabiegowi) chciała mieć kontrole nad światem i tak dalej. Ludzie wierzyli, że dla nich jest to najlepsze rozwiązanie.
Avia: Co nie zmienia faktu, że przystali na ich warunki.
Nika: Sama wiesz jaką siłę mają stereotypy i w gruncie rzeczy sami się nimi kierujemy. Nie zaprzeczysz,że nie kierujesz się czasem reklamą?
Avia: Z innej strony nie sądzisz że władza powinna postąpić trochę inaczej. W końcu miłość popycha ludzi do różnych rzeczy. Czy nie łatwiej byłoby kontrolować społeczeństwo grożąc im bliskim. Strach przed krzywdą na ukochanej osobie byłby raczej silniejszym bodźcem niż... no właśnie brak miłości?
Nika: Ludzie którzy kierują się miłością są w stanie góry przenosić, a tak mieli kontrolę nad zombi, nie mających żadnych celów, marzeń; zombie, którym nie zależy mu na nikim, a pragną jedynie nie odstawiać od reszty. Ale faktem jest, że miłość jest też motorem do popełniania błędów.

Avia: Odeszliśmy jednak trochę od tematu. Stworzyliśmy właśnie podwaliny pod praquel. A co myślisz o bohaterach? Jak dla mnie byli wyjątkowo szaroburzy (czyli jak zombi), aczkolwiek Lena powinna być trochę mniej papierowa
Nika: Idealnym przykładem na to co system robi z ludźmi jest Lena. Robi wszystko co jej każą, ale dzięki Hanie (swojej przyjaciółce) i Alexowi zmienia swoje priorytety. Masz racje, że czegoś jej brakuje. Cóż autorka pisze przeciętnie, więc bohaterzy są nie do końca idealni, ale nie jest tylko dobra szarą myszką. Powiem ci szczerze, że seria tak na dobra sprawę rozpoczyna się dopiero w drugiej części.
Avia: Choć nie powiem żeby "fenomenalny typ pisania"zmuszał mnie do szybszego czytania. Pomimo mojego negatywnego podejścia zauważyłam kilka fajnych posunięć autorki. Fragmenty podręczników i książek rozpowszechnianych w świecie Leny umieszczanych przed rozdziałami, idealnie pokazują jak daleko posunięta była cała propaganda i jak często dochodzi do przekłamania faktów ukazując rzeczy dobre jako złe i na odwrót. Co więcej przykłady tam ukazane bez problemu możemy skonfrontować z interpretacją ich w naszym świeci (np. „Romeo i Julia”). Innym pozytywem jest zakończenie. Intrygujące i zachęcające do dalszego czytania.
Nika: To na pewno plus, ale są i inne mocne strony. Fabuła trzyma się tzw. kupy, czyli nie rozjeżdża się we wszystkie strony, a bohaterowie nie są krystaliczni.
Avia: Co masz na myśli mówiąc krystaliczni? Jak dla mnie to Lena i Alex są 100% pozytywnymi charakterami bez ani jednej zmazy
Nika: Lena? Nie, te jej zapędy systemowe. Alex jest trochę jak dla mnie lalusiowaty.
Avia: To nie jej wina tak została wychowana. Co do Alexa, zgadzam się. To nie umniejsza jednak faktu, że JEST krystaliczny
Nika: Patrz, on oceniał cały świat przez pryzmat siebie; nie umiał postawić się na miejscu Leny, a cała deliria go nie dotyczyła. Nie znał smaku życia w świecie, gdzie wszyscy są manipulowani, gdzie rodzice traktują Cię jak mebel. On tego wszystkiego tak naprawdę nie rozumie. Według mnie ta cała sytuacja mu się nawet podobała.
Avia: Wyzwoliciela uciśnionych?
Nika: Dokładnie.

Podsumowanie:
Nika: Książka nie jest fenomenalna pod każdym względem, lecz czas spędzony na jej czytaniu nie jest dla mnie stracony. Interesujący pomysł wykonany w przystępny sposób. Warto przeczytać i zdać sobie sprawę jak wiele dla nas, ludzi, znaczy miłość.
Avia: Po zważeniu wszystkich za i przeciw dochodzę do wniosku, że choć książka jest kolejną podręcznikową młodzieżową powiastką pozwoliła mi się oderwać na chwilę od rzeczywistości. Być może kolejna część da mi więcej powodów do zadowolenia?

Ocena Niki: 5
Ocena Avii: 3+

Ps. Przepraszamy za chaotyczność wypowiedzi:)

środa, 3 kwietnia 2013

Stosik marcowy + cytat tygodnia 2

Marzec dobiegł końca tak więc czas na małe podsumowanie "osiągnięć" czytelniczych minionego miesiąca, które umieszczam tu z delikatnym poślizgiem :)



Od góry:
"Dotyk Julii" Tahereh Mafi (recenzja wkrótce)
"Misja Ambasadora" Trudi Canavan (recenzja)
"[delirium]" Lauren Oliver (recenzja wkrótce)
"[pandemonium]" Lauren Oliver (recenzja wkrótce)
"Zbrodnia i kara" Fiodor Dostojewski (recenzja być może kiedyś...)
Oraz wielkie nieobecne, oddane z powodu pogłębiającej się sklerozy do biblioteki przed wykonaniem tego jakże artystycznego zdjęcia:
" Życie Pi" Yann Martel (recenzja)
" Isola" Isabel Abedi (recenzja)

Stosik marcowy, a jeśli marzec to i Wielkanoc, tak więc nie obyło się bez kolorowych pisanek, które widoczne są na zdjęciu powyżej. Choć wiosna nie dopisała w tym roku, więc bardziej na miejscu byłaby tu kulka śniegu, jednakże wolałam tego uniknąć.



A teraz czas na cytat tygodnia:
Tym razem umieszczam również wasze propozycje wedle zapowiedzi z zeszłego tygodnia.

"Im cięższa jest walka tym wspanialsze zwycięstwo" (krótkometrażowy film "Cyrk motyli" )

"Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń."
(1P 1,6)
( http://eseelchen.blogspot.com/)

"Strach czyni nas egoistami" ("Jutro 4" John Marsden)
(http://ksiazkowyswiatpatrycji.blogspot.com)

"Ten się tylko może nazwać mądrym, kto co najmniej raz w miesiącu nazwie się durniem" ("Opowieści fantastyczne" Fiodor Dostojewski)

"Duch człowieka karmi się nowymi doświadczeniami" ("Wszystko za życie" Jon Krakauer)
(bosagory.blogspot.com)
Oraz mój typ na ten tydzień:

„Kiedy nie ma się nic oprócz młotka, wszystko wygląda jak gwóźdź.” ("Bez mojej zgody" Jodi Picoult)

A czy wy macie swój ulubiony cytat? A może natknęliście się na coś ciekawego w ostatnim czasie?

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Liebster Award


Zostałam nominowana do Liebster Award przez Milkę, za co jej serdecznie dziękuję :)

Zasady:
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


1. Co Cię zainspirowało do stworzenia bloga?
Powody zasadniczo były dwa: 1)moja przyjaciółka miała już dość ciągłego narzekania/zachwalania książek, dlatego też musiałam znaleźć inny sposób na opiniotwórcze wyżycie się; 2) pragnę nakierowywać ludzi na dobre książki i odwodzić od pomysłu czytania tych, na które szkoda czasu.
2. Czy masz jakiegoś zwierzaka w domu? Jeśli tak to jakiego?
Nie posiadam.
3. Ile czasu prowadzisz bloga?
Zaczęłam we wrześniu ubiegłego roku i do grudnia prowadziłam go jedynie na potrzeby swoich znajomych. Po dwóch miesiącach przerwy ruszyłam znów, tym razem z zamiarem pisania dla większej grupy odbiorców
4. Co daje Ci czytanie książek?
Wolność i zapomnienie o otaczającym mnie świecie.
5. Masz rodzeństwo?
Jednego, przeszkadzającego mi w czytaniu, brata
6. Jakiego głównego bohatera książkowego najbardziej lubisz?
Hm... Ciężka sprawa :) W niemalże każdej książce istnieje co najmniej jeden bohater, którego naprawdę lubię.
7. Jakiej cechy charakteru najbardziej nie lubisz u ludzi?
Ważna jest dla mnie szczerość i uczciwość, więc wszystko co się z nią nie wiąże jest przeze mnie nie lubiane.
8. Czym dla Ciebie jest szczęście?
Czymś sprawiającym, że chce się żyć i pozwalającym widzieć świat w jaśniejszych barwach.
9. Czy jest książka, którą czytałaś kilka razy? Jeśli tak to jaka?
Często sięgam po książki dwa, trzy razy (szczególnie gdy jestem zmęczona), ale najwięcej razy czytałam chyba wszystkie części Harrego Pottera, sagi Zmierzch, oraz Darów Anioła.
10. Jaki jest Twój ulubiony smak lodów?
Czekoladowy; jestem czekoladoholiczką XD
11. Jaka jest Twoja ulubiona aktorka?
Nie posiadam, choć cenię sobie grę aktorską Natalie Portman.

Chyba już większość blogowiczów brała w tym udział (a może po prostu ja za mało zwiedziłam blogowego światka), tak więc nominuje jedynie 4 blogi:

 http://szelestwspomnien.blogspot.com
 http://ksiazkiiherbata.blogspot.com
 http://ludzka-sokowirowka.blogspot.com
 http://czytalenkaa.blogspot.com/

 A oto pytania dla was :D
1) Czym kierujesz  przy wyborze książki?
2) Wolisz serie czy jednotomowe powieści?
3)Dokończ zdanie: "Czytając czuję się..."
4) Jaka jest twoja ulubiona forma spędzania wolnego czasu?
5) Czy czekasz na jakąś książkę z utęsknieniem? Jeśli tak to na jaką?
6) Kawa, herbata, czy kakao?
7) Film/książka, która Cię najmocniej wzruszyła?
8) Lubisz oglądać seriale? Jeśli tak to jakie?
9) Piosenka, która chyba nigdy Ci się nie znudzi
10) Dokończ zdanie: "Pisze recenzje, ponieważ..."
11)Czy jest jakieś miejsce na świecie, które pragniesz zobaczyć? Jeśli tak to jakie?

piątek, 29 marca 2013

"Isola" Isabel Abedi

Przechodząc między książkami wyłożonymi na półce w bibliotece natknęłam się na pozycje napisaną przez autorkę, której nazwisko gdzieś wcześniej już spotkałam, jednakże za nie potrafiłam przywołać w pamięci w jakich okolicznościach. Wzięłam książkę do domu i wygooglowałam hasło :Isabel Abedi. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że stworzyła ona cykl powieści, w których zaczytywałam się mając lat przynajmniej o połowę mniej niż obecnie. Więc skoro książka ta, przeznaczona tym razem dla młodzieży, wpadła już w moje łapki, nie mogłam odmówić sobie przyjemności przeczytania jej.

" Isola znaczy po włosku wyspa. Po portugalsku wyspa to ilha. Ale podczas gdy w ilha pobrzmiewało coś zmysłowego, tęsknego, isola kryła w sobie słowo "izolacja" - i właśnie to nas niebawem czekało."

Dwanaścioro nastolatków wyrusza na bezludną wyspę w celu wzięcia udziału w projekcie przygotowanym przez ekscentrycznego reżysera. Jego zamiarem jest stworzenie filmu kręconego za pomocą ukrytych kamer rozsianych po całej wyspie. Jedną z uczestniczek jest Joy, a właściwie Vera, gdyż takie imię przyjmuje na potrzeby produkcji. To właśnie jej oczami obserwujemy wydarzenia rozgrywające się w egzotycznych plenerach w pobliżu Rio de Janeiro. Nastolatkowie spędzają dnie wylegując się na plaży lub oddając innym formom lenistwa. Do ich umysłów wkrada się jednak niepokój wraz z otrzymaniem instrukcji gry, której mają wsiąść udział, bo inaczej ich przygoda zostanie zakończona w trybie natychmiastowym. Jedno z nich ma zostać mordercą i powoli eliminować pozostałych, odsyłając ich przy pomocy reżysera do domu. Wygląda jednak na to, że ktoś potraktował sprawy zbyt poważnie. Nieustępliwe oko kamery śledzi poczynania grupy na każdym kroku. I tylko ono zna prawdę...

"Kogo zagramy, jakie role, główne czy drugoplanowe - kim będziemy na tej wyspie? Co miało się z nami stać, co nam przeznaczono? Nie rozdzielono ról, nie wybrano bohaterów czy czarnych charakterów. Mieliśmy stworzyć własny film, zaplanować akcje, a tym samym i postacie, w które wcielimy się na wyspie"

Już na pierwszej stronie otrzymujemy rozpiskę bohaterów, oraz ról jakie przyjęli. Jest to o tyle ciekawe, że nigdzie później nie natykamy się na ich prawdziwe tożsamości. Podglądani 24h na dobę przyjmują różne postawy, aby ukryć swoje prawdziwe oblicza, a przynajmniej ujawnić jednie tyle, ile sami zapragną. Nie ma wśród nich żadnych przywódców, czy superbohaterów. Choć wszyscy posiadają odmienne charaktery, nikt nie pcha się przed szereg; każdy z osobna walczy z napotkaną sytuacją mając w pamięci obiecaną gaże.
Narracja prowadzona z perspektywy czasu, od samego niemalże początku insynuuje, że na wyspie wydarzyło się coś strasznego; coś co pozostawiło rysę w życiu bohaterki. Książka prowadzona jest dość sprawnie, więc z każdym kolejnym rozdziałem czytelnik coraz częściej zaczyna zadawać sobie pytanie co się stanie za chwilę. Niestety powieść osiąga kulminacyjne napięcie gdzieś w połowie książki, które w miarę odkrywania kolejnych elementów paradoksalnie spada. Pod koniec pojawia się dość sporo usterek i niejasności. Samo rozwiązanie trochę bardziej wymagającemu czytelnikowi pozostawi pewien niedosyt.
Pomysł sam w sobie nie jest niczym nowatorskim, nie od dziś jest wiadome, że najbardziej nas, jako ludzi ciekawi życie innych. Swojego czasu programy typu reality show cieszyły się ogromną popularnością. Jednak nawet na co dzień nigdy nie jesteśmy ze sobą sam na sam, powszechny monitoring, kamerki komórkowe i wiele innych tego typu rzeczy sprawiają, iż jesteśmy ciągle potencjalnymi, nieświadomymi swej roli aktorami.

Wielki brat patrzy i nie można od tego uciec.

Książka reklamowana jest (była?) jako "Zajmująca historia miłosna, zapierający dech w piersiach thriller i psychologiczny majstersztyk." Aż tak daleko nie posuwałabym się z pochlebstwami, gdyż z tego co mogło zostać całkiem niezłą obyczajówką z wątkiem psychologicznym, powstał kiepski thriller, jednak, czy to z powodu mojego dziwnego pociągu do niemieckiej literatury, czy też sentymentu do autorki, książka nie pozostawiła po sobie niemiłego wrażenia.

Moja ocena: 4

wtorek, 26 marca 2013

Cytat tygodnia

Jestem wielbicielką wszelkiego typu złotych myśli, cytatów czy całych fragmentów książek, dlatego też od dziś wprowadzam do swojego bloga nowy cykl: "Cytat tygodnia". Chyba nie trudno zgadnąć co będzie w sobie zawierał  :)

„...książki mają duszę, duszę tych, którzy je piszą, tych, którzy je czytają i którzy o nich marzą.” 

("Gra Anioła" C. R. Zafon)

 

Czyli jeden z najciekawszych cytatów o książkach na jaki się kiedykolwiek natknęłam.
W tym momencie mogłabym zacząć swoje pseudofilozoficzne wynurzenia o marności ludzkiego żywota, oraz o pokrzepiającej myśli, iż książki pozostaną namacalnym dowodem naszego istnienia, oraz uczynią nas nieśmiertelnymi, ale oszczędzę wam tego :)

Na zakończenie piosenka, która w żaden sposób nie dotyczy treści tego postu tkwi mi jednak w głowie od dłuższego czasu :)


A wy macie jakieś szczególnie bliskie waszemu sercu złote myśli? Jeśli tak piszcie w komentarzach. Najciekawsze umieszczę za tydzień w kolejnym zestawieniu, wraz z nazwą waszego bloga. A nuż przyda wam się ta mała promocja :D

piątek, 22 marca 2013

"Misja Ambasadora" Trudi Canavan

Proza pani Canavan zdobyła moje serce wraz z przeczytaniem "Trylogii Czarnego maga", dlatego też ogromnym szczęściem napawał mnie fakt, iż autorka postanowiła napisać kolejną trylogię opowiadającej o losach mieszkańców Kyralii i Krain Sprzymierzonych. Dlatego też gdy tylko "Misja Ambasadora" wpadła w moje objęcia , z uśmiechem na ustach na powrót zanurzyłam się w ten magiczny świat....

Akcja książki obejmuje wydarzenia rozgrywające się 20 lat po najeździe Ichanich opisanym w "Wielki Mistrzu". Głównym bohaterem powieści tym razem staje się Lorkin  - syn Sonei i Wielkiego Mistrza Akkarina. Jest on młodym człowiekiem szukającym sensu życia i swojego miejsca na ziemi. Gdy niespodziewanie dowiaduje się o poszukiwaniach wyższej magii przez Mistrza Dannyla mających odbywać się na terenach Sachaki, postanawia dołączyć do niego. Oczywiście na drodze do zamierzonego celu staje mu matka objęta panicznym strachem o życie syna, który poprzez zatargi swoich rodziców z rdzennym mieszkańcami owego kraju szczególnie narażony jest na ataki. Jej przeczucia nie były bezpodstawne, gdyż nie długo po opuszczeniu Gildii Lorkin zostaje zmuszony do ucieczki w celu uchronienia żywota.
Jak w poprzednich częściach tak i tu obserwujemy szereg wątków pobocznych. Wśród Złodziei pojawia się tajemniczy morderca pozbawiający życia co bardziej wpływowych przedstawicieli tego jakże zacnego ugrupowania. Jego ofiarą pada również rodzina Cerego, który od tej pory nieustępliwie szuka winnego. Dochodząc do wniosku, iż zabójca jest magiem zwraca się o pomoc do Sonei, która jako Czarny Mag sama nie może narzekać na niedomiar problemów.

Już na samym początku warto zaznaczyć, że jestem ogromną fanką wszelkiego typu sequeli, prequeli, czy spin-offów. Niejednokrotnie zastanawiałam się, jak potoczą się losy bohaterów w przyszłości, która zawarta jest już po postawieniu kropki w ostatnim zdaniu. Czym większy odstęp czasu, tym lepiej. Odkrywanie zmian sprawia mi ogromną frajdę, a w Kyrlandii niewątpliwie zmieniło się sporo: zaprzestano corocznych czystek, uzupełniono luki w historii, zaczęto szkolić
magów spoza Domów.  Dodatkowo na nowo mamy możliwość spotkać się z bohaterami, którzy także przeszli przemianę.  Miło było przeczytać jak Sonea z zagubionej dziewczyny stała się silną kobietą, jedną z najpotężniejszych osób w Gildii. Początkowo obawiałam się, że poprzez moje przyzwyczajenie do dawnych bohaterów nie będę potrafiła polubić nowych i z utęsknieniem będę wypatrywać fragmentu z nimi. Jednak myliłam się. Pani Canavan ma prawdziwy talent do tworzenia barwnych, żywych bohaterów. Także wykreowany świat jest bardzo realistyczny. Autorka niejednokrotnie przenosi problemy z naszej rzeczywistości do swojej powieści. Tym razem sprawa tyczy się uzależnień społeczności Kyrlandii od gnilu, powszechnie dostępnego narkotyku, przy którym na nic zdają się uzdolnienia uzdrowicielskie.   W "Misji..." przybliżone zostały nam także tereny Sachaki, oraz ich mieszkańców (jak dotąd ukazanych  jedynie z tej ciemniejszej strony). Istnienie ugrupowania złożonego z kobiet silnych, przebojowych, gotowych sięgnąć po swoje, które poznajemy wraz z głównym bohaterem, spowodował, że moje feministyczne "ja" było bardzo usatysfakcjonowane. Opisy tak jak i w poprzednich są bardzo plastyczne i oddziaływające na wyobraźnie, przez co czytanie tej w końcu nie tak cienkiej lekturki,  jest bardzo przyjemne.

Początkowo moją radość mąciła nutka niepewności, czy aby książka ta nie została napisana jedynie dla komercyjnego sukcesu, do którego osiągnięcia wystarczyłoby samo sygnowanie tej pozycji nazwiskiem autorki. Moje obawy rozwiały się jednak natychmiast. (Sama autorka wspomina zresztą, iż książkę tę pisało się jej łatwiej niż trzeci tom trylogii wcześniejszej). Choć "Trylogia Zdrajcy" niewątpliwie łączy się z "Trylogią Czarnego Maga", jest ona całkiem odrębną historią, która nie zmusza niego do zapoznania się z wcześniejszymi dziejami bohaterów (choć niewątpliwie jest to większa radocha (przynajmniej dla mnie :)). Polecam.

Moja ocena: 5

piątek, 15 marca 2013

"Życie Pi" Yann Martel


"Życie Pi" jest trzecią książką w dorobku hiszpańskiego pisarza Yanna Martela (o czym skwapliwie informuje nas sam autor) i jak dotąd jedyną, której udało się odnieś sukces. I to jaki! Historia nastoletniego Pi Patela - jedynego ocalałego pasażera statku "Tsimtsum", który przeżył 227 dni na Oceanie Spokojnym, w jednej szalupie z 450 funtowym tygrysem bengalskim, z łatwością trafiła do serc milionów czytelników na całym świecie. Choć opowieść na pierwszy rzut oka wydająca się być wyssana z palca, zdarzyła się naprawdę. Cóż, nie od dziś wiadomo, że życie pisze najlepsze scenariusze...








"I wtedy starszy pan powiedział: "Znam pewną historię, która sprawi, że uwierzy pan w Boga".
- Czy pańska historia rozgrywa się dwa tysiące lat temu w odległym zakątku imperium rzymskiego? - zapytałem.
-Nie.
- Czy nie chodzi wobec tego o siódmy wiek i Arabię?
- Nie, nie. Wszystko zaczęło się tutaj w Puttuczczeri..."

Książka podzielona jest na trzy zasadnicze części. Pierwsza z nich opowiada o dzieciństwie Piscine'a Molitora Patela, czyli tytułowego Pi, wychowującego się w rodzimych Indiach. Chłopiec od zawsze miał styczność z różnego typu zwierzętami z powodu profesji swoich rodziców - właścicieli miejscowego zoo. Co jeszcze odróżnia tego indyjskiego chłopca od innych, zwykłych obywateli? Pi szczerze i prawdziwie poszukuje Boga w swoim życiu. Odbywa swoistego typu wędrówkę przez religię hinduską ( w której wierze został wychowany), chrześcijańską, oraz muzułmańską. W każdej z nich dostrzega piękno i pomimo niezadowolenia współwyznawców, gorliwie wyznawał każdą z nich, udowadniając tym samym, że żadna nie ma wyłącznego monopolu na zbawienie. Historie z przeszłości przeplatane są z teraźniejszością podczas opisów spotkania autora z bohaterem książki w trakcie zbierania materiałów, oraz narratora wypowiadającego się z perspektywy czasu o przeżytej przygodzie. Druga część zaczyna się dokładnie tam gdzie skończyła wcześniejsza, czyli podczas morskiej wyprawy do Kanady rodziny Patelów i części zwierząt w celu zapewnienia lepszych warunków życia. Feralna podróż kończy się zatonięciem statku pozostawiając Pi -jedynego ocalałego, na pastwę żywiołów i zwierząt (zebry, hieny, orangutana i tygrysa). Jego współtowarzysze niedoli, wraz z upływem czasu zjadają się nawzajem, a on sam zostaje skazany na obecność tygrysa, który przerażał go bardziej niż rozciągający się przed nim ocean. W tym momencie zaczyna się historia właściwa, opisująca losy naszego bohatera, jego walkę o przetrwanie, w której bezcenne okazała się jego zręczność, pomysłowość, niezachwiana wiara w Boga i własne możliwości, oraz rodząca się zażyłość między afrykańskim drapieżnikiem i człowiekiem. Trzecia natomiast... nie tu zaczęłoby się już spoilerowanie :)


Po książkę sięgnęłam z czystej ciekawości, widząc jak wielki odniosła sukces i jakie zainteresowanie wzbudza, szczególnie po premierze filmu. Spodziewałam się umoralniającej historyjki o sile wiary i tym podobna, a otrzymałam... niesamowitą historię.
Mało który autor jest w stanie przekonać mnie do przeczytania opowieści rozgrywającej się na środku oceanu, posługując się jedynie dwoma postaciami, z których jednak jest tygrysem bengalskim (i to wcale nie upersonifikowanym). W książce występuje dużo opisów zwyczajów zwierząt (szczególnie w pierwszej części), oceanicznej fauny i flory, czy przeżyć wewnętrznych bohatera. Zazwyczaj tego typu rzeczy najzwyczajniej w świecie mnie nudzą, jakże więc wielkie było moje zdziwienie, gdy z każdym napotkanym fragmentem moje zainteresowanie wzrastało, a każdy wers chłonęłam z przyjemnością. Pan Martel posiada lekkie pióro, co w książkach tego typu ma nie małe znaczenie. Spodziewałam się poważnego tonu, otrzymałam ciekawą i chwilami autentycznie zabawną lekturę, podnoszącą na duchu i posiadającą w sobie naprawdę sporo pozytywnej energii. Szczerze polecam każdemu :)

Moja ocena: 5

Ps. Ścieżka dźwiękowa do filmu jest niesamowita :) Oto próbka.



poniedziałek, 11 marca 2013

"Po tamtej stronie ciebie i mnie" Jess Rothenberg

"Po tamtej stronie ciebie i mnie" jest jedną z niewielu książek na mojej półce, która przeleżała dość długo nietknięta czekając na lepsze czasy. Jednak także ona dostała swoją szansę, gdy po długiej walce z zadaniem domowym potrzebowałam czegoś odprężającego i nie wymagającego używania szarych komórek.

Treść:
Poznajcie Brie Edglar, zwykłą piętnastolatkę posiadającą wszystkie przymioty, które wzorowa książkowa nastolatka mieć powinna, a mianowicie: trójkę oddanych przyjaciółek, super odjazdowego i w ogóle cool chłopaka, kochających rodziców, młodszego brata i psa. Słysząc jednakże pewnego pięknego wieczoru słowa: " Nie kocham Cię" wychodzące z ust ukochanego, czuje jakby jej życie skończyło się.  W zasadzie słowo "jakby" nie jest tu potrzebne, gdyż serce Brie pęka na pół (dosłownie (zadziwia mnie kreatywność niektórych autorów)), pozbawiając ją możliwości przybywania dłużej na tym ziemskim padole. Dziewczyna trafia do "Kawałka nieba" - przyjemnej pizzeri ulokowanej gdzieś między jedną, a drugą puchatą chmurką. Spotyka tam Patrica - chłopaka żywcem wyjętego z lat 80., który wprowadza ją w tajniki "życia" Ś.P, czyli ni mniej ni więcej tylko Śwież o Pochowanych, oraz podsuwa pomysł zemsty na nieszczęsnym ex, który doprowadził ją do stanu, w którym obecnie się znajduje. Spokojna jak dotąd dziewczyna daje upływ swojej złości i zaczyna dokonywać zemsty zza światów. Jak nietrudno się domyśleć jej pozaziemska interwencja będzie mieć opłakane skutki...

Książka jest dokładnie taka jak się spodziewałam lekka, łatwa i ( przynajmniej przez większość czasu) przyjemna w odbiorze. Jednak nawet jeśli podejdziemy do całości z przymrużeniem oka zauważymy kilka zgrzytów.
Postacie są wyjątkowo nijakie, główna bohaterka miota się przez większość akcji utworu (co można jej jeszcze wybaczyć - w końcu nie umiera się na co dzień), a jej partner pozuje na typowego chłopaka z tajemnicą, takie "ą" i "ę" niebiańskiego światka. Chwilami jego zachowanie jest wręcz infantylne, co dziwnie kontrastuje z wiedzą, iż wg ludzkich lat ma coś około 45 wiosen. Już na pierwszy rzut oka widać, że autorka sylwetki postaci pierwszoplanowych wzorowane są na tych występujących w książkach typu paranormal romans, oklepanych obecnie do granic możliwości. Pani Rothenberg, nie tędy droga!
Także wizja nieba opisana przez autorkę niezbyt mnie przekonuje. Zbyt podobne jest do naszego świata, który w dzisiejszych czasach ma zbyt mało z boskości. Jeśli tak ma wyglądać życie po śmierci to ja dziękuję.

Jednym z lepszych posunięć autorki jest podział na działy odpowiadające etapom, przez które musi przejść nasza świeżo pochowana, aby osiągnąć spokój ducha, a są to kolejno : Wyparcie, Gniew, Przekupstwo, Smutek, Akceptacja. Dodaje to trochę (troszeczkę) realizmu całej sytuacji, bo w końcu któż z nas potrafi w try mig odnaleźć się w jakimś nowym, zaskakującym nas, położeniu. Cieszę się, że aspekt ten nie został całkowicie pominięty.

Podsumowując, książka na dni całkowitego wyczerpania umysłowego, którą pomimo niektórych dialogów przyprawiających o ból zębów ( widać, że w przeciwieństwie do opisów przeżyć wewnętrznych nie są one domeną autorki) i niekonsekwencji w fabule czyta się naprawdę przyjemnie. Jednakże osoby, które spodziewały się fali wzruszeń i napływu przemyśleń egzystencjalnych mogliby się srogo zawieść.

Moja ocena: 3+

Na deser piosenka luźno powiązana z tematem książki :D