Na
rynku książkowym znaleźć można całe mnóstwo kryminałów,
które dzięki przemyślanej kampanii i hasłom reklamowym zachęcają
potencjalnego czytelnika do sięgnięcia właśnie po tą, a nie inną powieść. Nic więc dziwnego, że czytając po raz wtóry na okładce
informacje o zakończeniu, które z całą pewnością mnie zaskoczy
podchodziłam do tego z dużą dozą nieufności, szczególnie, że
Ruth Newman jest autorką mało znaną, a jej „Bal absolwentów”
nie doczekał się jak dotąd większego rozgłosu. Zachęcona jednak
licznymi pozytywnymi opiniami postanowiłam sięgnąć przy pierwszej
nadarzającej się okazji po właśnie tę pozycję.
W
Ariel College podczas zimowego balu w jednym z pokoi znaleziono
brutalnie zmasakrowane ciało jednej ze studentek. Jest to już
trzecia ofiara mordercy zwanego przez media Rzeźnikiem z Cambrige. W
przeciwieństwie do poprzednich zdarzeń, na miejscu zbrodni, policjanci oprócz ofiary znajdują dziewczynę pogrążoną w
katatonii. Trafia pod skrzydła psychiatry, który będzie
musiał wydobyć z jej pamięci historię, która rozegrała się w
pokoju, oraz przywołać obraz sprawcy, którego prawdopodobnie
wskazać będzie potrafiła wyłącznie ona...
"Bal
absolwentów” zaczyna się jak każda inna powieść tego gatunku.
Przebitka z miejsca zbrodni, początki dochodzenia. Newman szybko
jednak porzuca utarte tory rzucając nas w wir retrospekcji
ukazujących wydarzenie z szerszej perspektywy. Rozwiązania zagadki
należy szukać w przeszłości z czego doskonale zdaje sobie sprawę
psychiatra próbując wyciągnąć z Olivii wspomnienia. To właśnie
z jej punktu widzenia oglądamy życie studenckie na Cambrigowskim
campusie. Jak w każdej zamkniętej społeczności ludzie nawiązują
przyjaźnie, lecz także toczą waśnie. Sytuacja zaognia się gdy
dochodzi do pierwszego morderstwa. Za mury Ariel College wkradają
się wątpliwości oraz wzajemne podejrzenia.
Fabuła
jest tak mocno zakorzeniona w przeszłości, iż bez trudu wypiera
teraźniejszość. Jest to zabieg ciekawy i jak dotąd nie spotkany przeze mnie wcześniej. I choć autorce zarzucić można chwilami niezbyt konkretne zaznaczenie czasu i miejsca akcji, czym wprowadza lekki zamęt, zabieg ten skutecznie odwodzi nas od teraźniejszości i ukazuje przebieg wydarzeń etap po etapie.
Trudno
pisać o kryminałach nie zagłębiając się w różnego typu
spoilery. Czytając książkę miałam jednak wrażenie, iż przez
długi czas śledztwo tkwi w miejscu, a całość kręci się
wyłącznie wokół jednej postaci – Olivii, która jest kluczem do
rozwiązania zagadki. Jej sesje z psychiatrą miały duży potencjał
psychologiczny, który nie został jednak w pełni wykorzystany.
Dialogi osiągają swój cel, szokują, dają do myślenia, podsuwają
wskazówki, brakuje w nich jednak głębi, która sprawiałaby, że
byłyby one czymś więcej niż tylko słowami. W dużej mierze może
być to wina postaci, których natłok sprawił, że tak naprawdę
żadna z nich nie jest charakterystyczna.
Próba
wykrycia mordercy jest zazwyczaj pasjonującą rozgrywką pomiędzy
czytelnikiem a autorem. Mniej lub bardziej wysublimowane wskazówki
kierują nas na dobre tory, żeby po chwili całkowicie nas od nich
odwieść. Newman bez trudu lawiruje pomiędzy prawdą, a tym co
jedynie ma za nią uchodzić. Snując fabułę, niemalże wyłącznie, wokół dwóch postaci całkiem sprawnie manipulowała naszym tokiem
myślenia. I choć niektóre z jej zagrywek, jak na przykład
wzywanie ducha, nie były zbyt spójne z całością w ostatecznym
rozrachunku dawały niezły efekt.
"Bal
absolwentów” zaliczyć można do kryminałów dla trochę starszej
młodzieży. Moje spotkanie z powieścią uznać można za udane
szczególnie z powodu nietuzinkowego sposobu prowadzenia narracji. I
choć po drodze pojawiło się kilka zgrzytów, nie pozbawiło mnie
to przyjemności czytania.
Zazwyczaj
informacja o zaskakującym zakończeniu okazuje się fikcją, tak jak
cała reszta, tym razem Newman stanęła jednak na wysokości zadania
i w zakończeniu umieszcza prawdziwą bombę. I jest to chyba
największy plus książki. W końcu o to właśnie chodzi w każdym
kryminale...
Moja
ocena: 4
mam tę książkę na liście lektur do przeczytania :) lubię takie klimaty... a że nadal czuje się jako strasz młodzież :P to wierzę, że może to być coś, co mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że mogłaby przypaść mi do gustu :)
OdpowiedzUsuń