wtorek, 17 lutego 2015

"Dziwny jest ten świat..." - oglądając "Miasto 44"

W polskiej kinematografii istnieją tematy, które powracają co jakiś czas, aby zdobyć serca widzów. Jednym z nich jest temat „II wojny światowej”. Na przestrzeni kilkunastu miesięcy mieliśmy możliwość oglądać już „Powstanie warszawskie” stworzone z oryginalnych ujęć, czy „Kamienie na szaniec”- ekranizacja prozy Kamińskiego. Na warsztat temat ten wziął także Jan Komasa – jeden z najlepiej zapowiadających się reżyserów młodego pokolenia, którego „Miasto 44” miało pozwolić współczesnej młodzieży zobaczyć powstanie oczami ich rówieśników, którzy ginęli w imię ojczyzny.

Okres II wojny światowej. Po warszawie rozchodzą się wieści o planach powstania. Janek wbrew namową matki, poruszony zapałem swoich rówieśników, postanawia dołączyć do grupy powstańczej, do której należy już jego przyjaciółka Kama. Tam poznaje Biedronkę – cichą, nieśmiałą dziewczynę, która dzieli z nim przekonania. Walka mająca trwać kilka dni przeradza się jednak w regularną rzeź, w której Polacy bez wsparcia, zaopatrzenia i wyszkolenia skazani są na porażkę, a młodzi stają przed okrutną prawdą – chęć walki, oraz nadzieja nie przynosi ocalenia.
Finał tej historii znamy doskonale. Ludność warszawy została zdziesiątkowana, miasto niemalże w całości uległo zniszczeniu, a samo powstanie jest uznane za jedno z najgorzej przeprowadzonych zrywów narodowowyzwoleńczych.

O historii Polski mówi się wiele, jednakże większość obrazów staje się jedynie kolorowymi kliszami mającymi ożywić dawne dni. Dzisiejszemu społeczeństwu, w którym brakuje wzorców, ideałów, wiary, potrzeba jednak znacznie więcej, aby zrozumieć położenie młodych ludzi stających w obliczu apokalipsy. Nie rozumiemy tego głębokiego związku z ojczyzną, chęci poświęcenia się w imię jej dobra. Przez ogólny dostęp do internatu, otwarte granice jesteśmy społeczeństwem nieodczuwającym i nieprzykładającym wagi do przynależności narodowej. Wizja oddania życie za coś tak abstrakcyjnego jak ojczyzna, którą w dowolnej chwili można zmienić jest trudna do przyjęcia, a nawet wyobrażenia sobie. Film, który ożywiłby bohaterów powstania, pokazał, że pomimo rzeczywistości tak różnej od naszej, tak jak my popełniali błędy, kochali, marzyli, planowali i żyli w prawdziwym świecie – nie tylko na kartach książki, czy starych zdjęć, sprawiłby, że uzyskalibyśmy choć cząstkową odpowiedź na pytanie „dlaczego?”.

Jednym z niewielu ludzi, którym mogło się to udać był właśnie Jan Komasa. Młody reżyser, który zyskał sławę dzięki „ Sali samobójców” pokazał, że potrafi trafić do publiczności, porwać ich za serca i zmusić do refleksji. Gdy jego debiut kilka lat temu zrobił na mnie ogromne wrażenie, a historia Dominika była roztrząsana przeze mnie w każdym możliwym wymiarze wiedziałam już, że z niecierpliwością oczekiwać będę kolejnego filmu sygnowanego jego nazwiskiem.

Powstanie Warszawskie jest tematem niezwykle zajmującym. Komasa zdaje się doskonale rozumieć jak mocny i przerażający obraz ma do przedstawienia. Z wirtualnego wszechświata, w którym schronienia szukali młodzi ludzie odczuwających często nieuzasadniony bezsens istnienia, ukazany w „Sali…”, rzuca nas w objęcia społeczeństwa, które tak mocno kocha życie, iż bez wahania gotowe jest rzucić się w objęcia śmierci, aby pozwolić mu trwać choć jeszcze przez chwilę. Ich naiwna wiara w to, iż będą zdolni pokonać wroga była jednocześnie budująca i tragiczna. Z całego morza entuzjastów, Komasa wyławia jednak dwóch bohaterów, o których jest jego film - Biedronce i Stefanie, którzy zakochują się tak jak tylko w powieściach bywa – szybko i aż po grób. Dlatego też gdy dociera do nich, iż „zabawa w wojnę” przerodziła się w masową rzeź, w której giną bliscy, w której krew spływa po ulicach Biedronka próbuje ocalić siebie i rannego ukochanego co prowadzi do tułaczki po ulicach okupowanej Warszawy. Stefan nie chce jednak uciekać dlatego też opuszcza Biedronkę i z powrotem udaje się na pole bitwy.

Przedstawienie powstania oczami tej dwójki okazało się jednak zabiegiem nie do końca trafionym. O ile Biedronka wydaje się całkiem autentyczna, a jej wybory, umotywowane chęcią przetrwania, zrozumiałe, Stefan przez większość filmu jedynie mnie irytował. O ironio, to właśnie jego postawę powinniśmy podziwiać bardziej – za wszelką cenę próbował dotrzymać słowa danego ojczyźnie, nie zostawiał przyjaciół w potrzebie, walczył aż do utraty tchu. Jego postać była jednak tak pełna patosu, że aż chwilami sztuczna. I niestety tyczy się to także pozostałej części jego grupy – ludzi starających się uchodzić za twardych, broniących ideałów, w które tak naprawdę przestali wierzyć wraz z pierwszym krwawym żniwem. Jest w tym jednak jakaś prawidłowość, która ujawnia się gdy w pewnym momencie na twarzy Stefana i jego kompanii jedną autentyczną rzeczą jest przerażenie w oczach. Jak inaczej można jednak reagować na fakt, iż za zło nie istnieje w jakieś abstrakcyjnej formie – są tylko ludzie.

Obraz rysowany przez Komasę przeraża. Z pewnością jest to jeden z niewielu polskich filmów, w którym osobom zaangażowanym do efektów specjalnych należą się owacje na stojąco. Jestem w pod ogromnym wrażeniem realizmu, który ukazywał się moim oczom w każdej sekundzie filmu. Wybuchy widziane wcześniej jedynie w kinie akcji brutalnie uświadamiały mi co tak naprawdę znaczy wojna. Scena, w której po wybuch ulice zalewa krew jest jedną z tych, które powinno oglądać się tylko w horrorach. W jednej ze scen, myślałam, że to martwe ciała ptaków zabite przez łatwopalne gazy powstałe po wybuchu farbują ulice na czerwono. Chciałam wierzyć, że to tylko ptaki… Właśnie w chwilach takich jak ta, widząc świat oczami Biedronki odczuwałam realne przerażenie i ogromny żal, iż to nikt inny, tylko człowiek zgotował drugiemu człowiekowi taki los.

„Miasto 44” obierając sobie za docelowych odbiorców młodzież nie mogła ograniczać się do scen ukazywanych w tak wielu wcześniejszych produkcjach. Komasa, który niejednokrotnie pokazał, iż nie boi się wychodzić poza utarte schematy, także w swojej najnowszej pozycji zastosował chwyty, które miały w pewien sposób dostosować „język wojny” do współczesnych odbiorców, dlatego też wędrówka po kanałach ukazana jest jak scena z rasowego horroru, sceny miłosne wyglądają niczym w dość dziwacznym marzeniu sennym, ludzie strzelają w rytm dupstepu, a kamera niespodziewanie ukazuje sytuacje z perspektywy gracza. Potrafię rozumieć cel, który reżyser próbował osiągnąć tymi zabiegami, nie zmienia to jednak faktu, iż w mojej opinii psuły one odbiór całości. Wyjątkowo toporny montaż, w którym brakowało płynnego przejścia między tym co realne, a tym co za takie miało jedynie uchodzić, nie poprawiało odbioru. Sceny te na tle całości wyglądały groteskowo, a chwilami wręcz nie na miejscu. To z całą pewnością nie była dobra droga do odmłodzenia historii…

Przed seansem spodziewałam się, iż film powali mnie na kolana, zmiażdży serce, nie pozwoli złapać oddechu. Tak się niestety nie stało. Śmiało mogę stwierdzić, że promocja tego filmu wyprzedziła jego faktyczną wartość. Głęboka wiara ludzi walczących w Powstaniu, ich nadzieja, poczucie godności i oddanie sprawie dawało otuchy, jednakże sam wybór postaci którym oglądaliśmy świat, okazał się dość nietrafiony. Nie zmienia to faktu, iż jestem dumna, iż takie filmy, na takim poziomie, potrafią powstać w Polsce, oraz, że potrafimy chwalić się kartami naszej historii, nawet jeśli z perspektywy czasu wiemy, iż było to niczym więcej jak zbiorowym samobójstwem.

Polska wciąż potrzebuje produkcji, która zrewolucjonizuje obraz wojny w oczach młodego widza. Takie filmy wciąż będą powstawać, a oczekiwania względem nich nie będą maleć. „Miasto 44” to dobra produkcja, z ciekawą fabułą i genialnie odwzorowanym obrazem zniszczonej Warszawy, nie jest to jednak jeszcze obraz, który przyniesie zmiany...


3 komentarze:

  1. Mnie się film bardzo podobał. Scena z eksplozją czołgu przerażająca. Wiele nocy nie spałam po seansie kinowym ,,Miasta 44:" tylko rozmyślałam o tragedii rodaków - w większości przecież jeszcze dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Film interesujący, uwrażliwi młode pokolenie, ale niektóre sceny są groteskowe - np. scena pocałunku, kiedy na bohaterów spada grad kul (co to Matrix? )

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam w planach tę ekranizację, ale jeszcze nie udało mi się jej obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarze :D