„Mara Dyer. Tajemica” to na pierwszy rzut oka schematyczny
młodzieżowy paranormal, na dodatek nie wyróżniający się wybitnym stylem
pisania. Autorka jednak już od pierwszych stron próbuje zaznaczyć jego
odrębność wśród innych powieści tego gatunku. Na wstępie dostajemy więc
oświadczenie protagonistki, iż Mara Dyer to jedynie pseudonim stworzony za
namową prawnika, a ona sama jest niebezpieczną osobą, która zagrozić może także nam –
czytelnikom. Nuta grozy, połączona z pytaniami „o co chodzi?” i „jak doszło do
tej sytuacji?” zachęcają do dalszej lektury.
Przenosimy do domu jednej z przyjaciółek dziewczyny, w
którym wraz z koleżankami bawią się tablicą Ouija. Aby zaaplikować sobie
dreszczy emocji zadają pytania dotyczące ich śmierci. Odczytana przez nich
tajemnicza odpowiedź okazuje się prorocza- kilka miesięcy później dwie z
uczestniczek zabawy nie żyją. Dalej jest równie ciekawie – Mara budzi się w
szpitalu nie pamiętając, iż znalazła się w nim po tym jak budynek, w którym
przybywała z przyjaciółmi, zawalił się. Jej, jako jedynej, udało się ujść z życiem
po tym tragicznym wypadku. Wydarzenie to silnie odbiło się na jej psychice, a
zespół stresu pourazowego niemalże uniemożliwił dalsze normalne funkcjonowanie.
Wszystko zmienia wyprowadzka i oderwanie się od znajomych miejsc. Halucynacje
jednak dalej prześladują dziewczynę. Na domiar złego stają się na tyle realne,
iż dziewczyna przestaje odróżniać prawdę od realności. A może rzeczy, które
widzi przydarzają się naprawdę?
Czytając każdą kolejna stronę miałam wrażenie, że to już gdzieś, kiedyś było - począwszy od charakterystyk bohaterów, przez sposób prowadzenia fabuły, na
przedstawieniu życia w typowej amerykańskiej szkole skończywszy. Idąc tym
tropem możemy w ciemno zakładać, iż główna bohaterka będzie cichą, na pozór
niczym niewyróżniającą się dziewczyną próbującą uporać się z traumą i
dręczącymi ją koszmarami. Posiadać będzie wspaniałą, choć trochę nadopiekuńczą
rodzinę, jej pierwsze dni w szkole będą ciężkie, a jej towarzyszem w niedoli
stanie się osoba tak jak ona lekko wyalienowana ze społeczeństwa. Nie można też
zapomnieć o wrogach, których dorobi się już w pierwszym dniu nowego życia,
przez zainteresowanie swoją osobą najprzystojniejszego chłopaka w całej
okolicy. Jest to tak schematyczne, że aż boli – niestety sprawdza się także w
tym przypadku. Podczas wspólnych lekcji z tajemniczym, urodziwym, lekko
aroganckim i trzymającym wszystkich na dystans osobnikiem czułam się jakbym
czytała powtórkę z lekcji biologii w „Zmierzchu”. To napięcie panujące między
nimi, to że wydaje się, iż on ją zna od dawna choć nie miał do tego prawa, w
końcu to, że on, boski Noah jest taki wyluzowany, cudowny, lekko hedonistyczny,
jednakże z wielkim sercem, obyty w towarzystwie, inteligentny i kochający
zwierzęta jest takie ekscytujące nudne! Jak dobrze, że to nie jest
romans w czystym wydaniu.
Historia zdaje się, aż ociekać z nadmiaru tajemnic, które
czają się na każdym kroku. Rzeczom, które dzieją się wokół Mary brak
logicznego wytłumaczenia co przynosi fajny dreszczy emocji brak jednak
napięcia, które sprawiłby, że czytelnik byłby autentycznie ciekawy co będzie
dalej. A można by go wprowadzić i to w sporych dawkach, gdyż mamy i opisy
krwawych śmierci i retrospekcje, które bardzo powoli odkrywają kolejne karty
historii wydarzeń w noc tragedii, mamy w końcu samą Marę, której granica między
urojeniami a rzeczywistością dość wyraźnie się zaciera. Chwilami przypomina to
trochę „Szeptem” – my wiemy, że cos się dzieje, główna bohaterka wie, że coś
się dzieje, nie przybliża nas to jednak w żaden sposób do rozwiązania zagadki
”dlaczego?”.
Dużym plusem jest fakt, iż autorka próbuje jednak
konsekwentnie dążyć do rozwiązania zagadki wątku romansowego używając jedynie
jako tła nie wybijającego się zbytnio na pierwszy plan. Między Noahem i Marą iskrzy, jednak nie jest to aż tak denerwujące jakby mogło się stać gdyby
przyćmiło wszystko inne. Wprowadzając tą relację autorka miała jasno określony cel,
który przysłużył się do rozwiązania tajemnicy, co sprawia, że główni
bohaterowie w naszej świadomości od pewnego momentu nie funkcjonuje już jako para
zakochanych, ale równorzędni partnerzy działający w tej samej sprawie.
Ewolucja bohaterki, a raczej jej początki ukazane w
końcowych rozdziałach, dają nadzieję, że autorce uda się jednak przestać
powielać schematy i stworzyć coś fajnego i wyróżniającego się. Pierwszy tom był
jednak jedynie wstępem, przez co nie sposób mówić o nim jako o „wciągającym” czy "emocjonującym”. Po następne tomy raczej nie sięgnę, gdyż to co otrzymałam
wystarczyło mi w zupełności. Nie ukrywam, że do lektury zachęciła mnie
zniewalająca okładka, która przyciąga uwagę znacznie lepiej niż treść.
Moja ocena: 3
Och! Dosyć krytycznie oceniona, ale wiadomo każdy ma inny gust ;)
OdpowiedzUsuńJedyne w czym się zgadzam to to, że okładka jest świetna *.* Dla mnie 7+/10 i w przyszłości sięgnę po 2 tom.
Ta książka zbiera tak różne opinie, że aż nie wiem co robić. Czasem jestem jej ciekawa, innym razem kompletnie mnie do niej nie ciągnie... Cóż, może dam jej szansę, jeśli akurat wpadnie mi w ręce. ;)
OdpowiedzUsuńDość nisko ją oceniłaś. Jednak niektórzy zupełnie odmiennie oceniają tę książkę. Trochę mnie do niej ciągnie, więc może po prostu sprawdzę na sobie, czy mi się spodoba. Jedno w czym wszyscy się zgadzamy: okładka jest przepiękna! :)
OdpowiedzUsuń