wtorek, 9 października 2012

"50 twarzy Greya" E. L. James


"Romantyczna,zabawna, głęboko poruszająca i całkowicie uzależniająca powieść pełna erotycznego napięcia" taka właśnie jest najnowsza książka Eriki Leonard skrywającej się pod pseudonimem E. L. James "50 twarzy Greya" otwierająca trylogię "50 odcieni" świętującą triumfy na całym świecie... według opisu wydawnictwa.

"Kobiety na jej punkcie szaleją. Mężczyźni wiele zawdzięczają. Biblioteki apelują, by wycofać z obiegu. A powieść sprzedaje się w tempie egzemplarza na minutę".

Cofnijmy się jednak parę lat wstecz, gdy świat urzekła inna historia; historia Edwarda i Belii oraz ich miłości opisanej w czterotomowej serii "Zmierzch" autorstwa Stephanie Meyer. Świat zwariował na jej punkcie, a internet zapełnił się tysiącami fanficków. Proza pani Meyer dość grzeczna w swojej wymowie pozostawiała duże pole do popisu czytelniczkom, którym brakowało "elektryzujących scen", więc by "upieprznić" całą historię odwoływały się do własnej wyobraźni i pisały o tym czego nie znalazły w oryginale.
Ale co z tym wszystkim ma wspólnego "50 twarzy Greya"?
Otóż jedną z pisarek- amatorek dającym upust swoim fantazjom była, wówczas ukrywająca się pod pseudonimem Snowqueens Icedragon, Erica Leonard. Fanfik zatytułowany „Master of The Universe” okazał się jednak na tyle popularny, że jedynie kwestią czasu było, aby wyewoluował w coś poważniejszego. Jako taki nie mógł być jednak wydany. Autorka pozmieniała, więc co nieco i tak oto narodziła się pozycja, przez jednych uważana za objawienie literackie, a innych za zwykłą grafomanie.

"Hipnotyczna, uzależniająca, iskrząca seksem i erotyką powieść, której nie sposób odłożyć.
Studentka literatury Anastasia Steele przeprowadza wywiad z młodym przedsiębiorcą Christianem Greyem. Niezwykle przystojny i błyskotliwy mężczyzna budzi w młodej dziewczynie szereg sprzecznych emocji. Fascynuje ją, onieśmiela, a nawet budzi strach. Przekonana, że ich spotkania nie należało do udanych, próbuje o nim zapomnieć – tyle że on zjawia się w sklepie, w którym Ana pracuje, i prosi o drugie spotkanie. Młoda, niewinna dziewczyna wkrótce ze zdumieniem odkrywa, że pragnie tego mężczyzny. Że po raz pierwszy zaczyna rozumieć, czym jest pożądanie w swej najczystszej, pierwotnej postaci. Instynktownie czuje też, że nie jest w swej fascynacji osamotniona. Nie wie tylko, że Christian to człowiek opętany potrzebą sprawowania nad wszystkim kontroli i że pragnie jej na własnych warunkach… Czy wiszący w powietrzu, pełen namiętności romans będzie początkiem końca czy obietnicą czegoś niezwykłego? Jaką tajemnicę skrywa przeszłość Christiana i jak wielką władzę mają drzemiące w nim demony?"

Patrząc na opis mam wrażenie, że mogłabym pomylić tą pozycję z każdym innym podrzędnym harlequinem, od których ,aż roi się na rynku. Co więc skłoniło mnie do sięgnięcia po (znów nie tak cienkie) czytadło?
Reklama.

Muszę przyznać, że proces reklamowy przeprowadzono bardzo sprawnie. Wchodząc na strony popularnych księgarń bombardowana wręcz byłam propozycjami zakupienia jej. Przechodząc koło witryn w oczy rzucała się maksymalnie powiększona okładka widoczna najprawdopodobniej także z drugiego końca miasta, a kupując książkę wychodziłam z reklamującymi ją broszurami. Oczywiście nie zabrakło także gadżetów związanych z książką, oraz specjalnej składanki muzycznej stworzonej przez samą E. L. James.
Przebijając się przez masę komentarzy umieszczanych na różnych stronach miałam wrażenie, że obowiązuje tam zasada wszystko, albo nic. Jakże ogromne było więc moje zdumienie po przeczytaniu, gdy okazało się, że powieść jest nadzwyczaj... przeciętna.

Główna bohaterka - studentka Anastasia Steele, o której po ponad 600 stronach mogę jedynie stwierdzić, że chronicznie przegryza wargę, lubi przewracać oczami, ma skłonności masochistyczne idące w parze z brakiem instynktu samozachowawczego, jest niezdarna i beznadziejnie zakochana. Trochę mało. Nic dziwnego, że postać ta wydaje się wyjątkowo papierowa. W niczym nie przewyższa ją zresztą Christian Grey, którego mania sprawowania kontroli nad wszystkim i wszystkimi doprowadzała mnie do szału. No i oczywiście nie można zapomnieć o lubowaniu się w praktykach s&m, które są poniekąd główną osią utworu, oraz przeszkodą nie do przebycia na drodze do "waniliowego" związku tej dwójki. Po za tym mr. Grey ma tajemnicę...

Chwilami nie trudno zgadnąć, iż pierwotnie był to fanfic "Zmierzchu". Anastasia jako słaba kopia Belii oczywiście jest nie zdarna (co najjaskrawiej ukazane jest w scenie, gdy dosłownie wpada do gabinetu Greya podczas ich pierwszego spotkania), zakompleksiona i niemiłosiernie zakochana w nieodpowiednim facecie. Naprawdę nieodpowiednim.
Na miejscu Anastazji uciekłabym przed nim gdzie pieprz rośnie już po trzecim spotkaniu.
Natomiast Grey, istny bóg seksu, posiadający obowiązkowo magnetyczne spojrzenie i niespożyte pokłady energii, powtarzający wciąż niczym zacięta płyta, że nie jest dla niej odpowiednim partnerem, a następnie zmieniając to na równie wyświechtane "nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego". Niesamowicie bogaty i ponad przeciętnienie utalentowany. Pragnący dowiedzieć się wszystkiego o swojej kochance w zamian rzucając jej jedynie ochłapy dotyczące własnej przeszłości. Dodatkowo ma zadatki na zawodowego stalkera i sadystę.
Podobieństwo nie ogranicza się jedynie do przekalkowania postaci. Także niektóre sytuacje wydawały mi się dziwnie znajome (pamięta ktoś jeszcze pierwsze spotkanie słodkiej Belii z miodowookoą rodzinką, tudzież zakończenie roku w miejscowym liceum?).

Denerwującym okazał się fakt, że bohaterów nie łączyły żadne uczucia wyższe. Autorka podjęła kilka prób  dotarcia do głębszych pokładów emocjonalnych nadając przy tym swoim bohaterom trochę rysu psychologicznego, lecz po chwili gwałtownie się wycofywała jakby nie wiedząc co dalej z tym począć. Dodatkowo wątek s&m całkowicie i kategorycznie mnie odrzuca. Jak dla mnie jest to poniżej ludzkiej godności. Gdyby nie wręcz chorobliwa chęć wyrobienia sobie zdania na ten temat porzuciłabym czytanie przy pierwszej lepszej okazji.

Całość pisana słabiutkim językiem nie podnosi wartości literackiej tej pozycji. Dialogi szeleszczące papierem, opisy na poziomie gimnazjalnym od których włos jeży się na głowie i formuły, formuły, powtarzane raz po raz. Stwierdzenie "przegryzam wargę" stało się już zwrotem sztandarowym tej powieści. W mgnieniu oka powróciłam do czasów gimnazjalnych, gdzie przykuta do biurka ślęczałam nad praca pisemną i odwalałam tego typu fuszerkę, aby jak najszybciej zając się czymś innym. Mało dynamiczna fabuła tym bardziej utrzymywała mnie w przekonaniu, że moje porównanie jest słuszne.

Przy całej masie wymienionych przeze mnie wad niczym światełko na końcu tunelu dla odmiany napiszę teraz coś pozytywnego.
Książkę tą (jak każdy odmóżdżacz) bardzo szybko się czyta.
I to by było na tyle.

Nie potrafię zrozumieć fenomenu jakim jest ta książka okrzyknięta w Ameryce ironicznym mianem "porno dla mamusiek". A fenomenem z całą pewnością jest o czym najdobitniej świadczy liczba sprzedanych egzemplarzy, oraz przygotowania do ekranizacji, która jeszcze przed padnięciem pierwszego klapsa na planie wywołuje spore emocje, a o angaż w niej ubiega się prawdziwa śmietanka aktorska.

Mogę mieć jedynie nadzieję, że nie jest to kierunek jaki obierze w najbliższym czasie światowa literatura, a postacie pokroju Christiana Greya nie staną się obiektem pożądania tysięcy kobiet.

Moja ocena:  2+


Tytuł oryginalny: Fifty Shades of Grey
Wydawca: Wydawnictwo Sonia Draga
Data premiery:  2012-09-05
Ilość stron: 608

3 komentarze:

  1. Droga Avio...
    Weszłam na ten blog, gdyż pewna znajoma ciebie poleciła i z miłą chęcią przeczytałam recenzje, jakie tu zawarłaś.
    Problem polega na tym z tą książką, iż stała się popularna właśnie dzięki "kontrowersyjnej" treści, albo też chwytliwej reklamie. Koleżanka moja czytała ją - mówiła, iż jest bardzo prosta...
    I niestety, obecnie książki rządzą się prawami medialnymi, co trochę mnie to smuci, jest wiele lepszych i fajniejszych książek od takiej papki.

    Mam pytanie, czym się kierujesz, kiedy wybierasz książki do recenzowania? Swoją intuicją, ktoś ci poleca je? :)

    Będę czytała twoje recenzje, sama uwielbiam czytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obecnie recenzuję książki, które ostatnio czytałam lub w jakiś inny sposób wryły mi się w pamięć.
    Na niektóre długo poluję, a inne same wpadają mi w rękę. W moim wypadku nie ma żadnej zasady.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję, teraz już wiem czego na pewno nie czytać xD W sumie mnie w ten sposób reklamowane książki odrzucają i widzę, że miałam chyba rację od razu skreślając tą ze swoich pozycji do przeczytania. Ogólnie piszesz moim zdaniem naprawdę ładne recenzje, nie przynudzasz i przedstawiasz raczej krotko i zwięźle. Brawo^^

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarze :D