
W świecie Gwendolin, głównej bohaterki "Trylogii czasu" niemieckiej autorki Kerstin Gier, podróże w czasie nie są jednak jedynie abstrakcyjnym wymysłem miłośników science fiction, lecz czymś naturalnym, zwyczajnym....No dobrze - prawie naturalnym i prawie zwyczajnym... Ale wszystko po kolei.
Poznajcie Gwendolin - zwykłą nastolatkę przytłoczonej przez system edukacji szkolnej, posiadającą oddaną przyjaciółkę, lekko dziwaczną rodzinę i cały pulę innych rzeczy, składającej się na nudne życie szesnastolatki. Wśród członków jej drzewa genealogicznego występują osoby obdarzone genem podróży w czasie umożliwiające, jak nie trudno zgadnąć, podróże w czasie. Według obliczeń Isaaca Newtona posiada go także kuzynka Gwen - Charlotta, od małego przygotowywana na przyjęcie tego brzemienia (lub daru jak, kto woli). Uczona fechtunku, historii, dawnych obyczajów ze zniecierpliwieniem, wraz z całą rodziną oczekiwała tego pierwszego skoku w przestrzeń potwierdzającym jej dziedzictwo. Jednak niespodziewanie to nie Charlotta, lecz młodsza o jeden dzień Gwen cofa się nagle kilkadziesiąt lat wstecz i stwierdza, że to właśnie ona posiada ten jakże pożądany gen. Niestety początkowo nikt nie chce jej uwierzyć. Rodzinka ślepo wierząca w obliczania Newtona (gdyż Newton wielkim uczonym był), nie przyjmuje do wiadomości wersji dziewczyny, posiadającej ograniczony margines zaufania po historii z duchami (tak, Gwendolin widzi duchy). Nieplanowane skoki zdarzają się co raz częściej, nieubłaganie dążąc do ostatniego po którym nie ma już powrotu. Niemalże w ostatniej chwili, rodzinka orientuje się, że Gwen nie kłamie by zwrócić na siebie uwagę, lecz realnie potrzebuje pomocy. Dziewczyna zostaje wprowadzona w tajniki misji, w której udział pierwotnie miała brać Charlotte. Wraz ze Gideonem de Villares - członkiem drugiej rodziny, w której poszczególne osoby także były nosicielami genu, musi wyruszyć w przeszłość, aby wykonać zadanie, którego skutki rzutować będą zarówno na teraźniejszość jak i przyszłość.
Niewątpliwie, na korzyść książki działa fakt, iż nie traktuje ona o wampirach, wilkołakach, nefilim, aniołach, demonach, itd. Otóż, bohaterowie "Czerwieniu rubinu" są 100% przedstawicielami homo sapiens. Wszyscy. Bez wyjątku.
Dalej jest niestety trochę bardziej schematycznie. Mamy tu dość sympatyczną główną bohaterkę, której życie z dnia na dzień stanęło na głowie, a ona sama okazała się kimś niezwykłym. Mamy głównego bohatera którego aparycja jest wprost proporcjonalna do poziomu arogancji, którą sobą reprezentuje. Typ "och" i "ach", który obowiązkowo początkowo nie ma najlepszych układów z uroczą Gwen (niech zgadnę, może chodzi tu o jego sposób bycia?), ujawniając jednakże głęboko skrywane odruchy godne dżentelmena lód pomiędzy nimi topnieje. Ciekawe co z tego wyniknie? Z pewnością nikt nie wpadłby na to, że powstanie z tego coś romansowopodobnego...
Czepiam się. Wiem.
Choć podróże w czasie są motywem często poruszanym w literaturze, wbrew pozorom tego typu

Autorka prowadzi fabułę na zasadzie nawarstwiania kolejnych pytań, tajemnic i przekrętów, trudno więc ocenić całokształt jedynie po pierwszej części. Z doświadczenia wiem, że w każdej trylogii znajduje się jeden tom odbiegający poziomem od pozostałych. Zazwyczaj jest to część pierwsza, będąca swoistego typu wprowadzenie, lub druga, gdzie z kolei po mocnym, w tym wypadku, wstępie, następuje spowolnienie akcji. Trudno powiedzieć mi jednak, która zasada obowiązuje w "Trylogii czasu", gdyż nie miałam okazji przeczytać kolejnych tomów.
Ogółem książkę czyta się naprawdę szybko i bez większych zgrzytów. Zauważałam, że powieść zbiera naprawdę wysokie noty, radziłabym więc nikomu nie przekreślać tej serii, z góry, lecz przekonać się samemu czy naprawdę na takowe zasługuje. Może jestem za stara na tego typu literaturę (choć jak wiadomo książki daty ważności nie mają), lub zbyt głęboko wydrążona w literaturę młodzieżową, nie wiem. Przygody Gwen i Gideona zaciekawiły mnie, jednakże nie do tego stopnia, aby myśl o tym co będzie dalej nie dawała mi spać po nocach. Ot taka po prostu odskocznia, od zwykłej szarej rzeczywistości. No, bo w końcu któż z nas nie chciałby choć na chwilę wyrwać się z dzisiejszych realiów i zobaczyć jak było kiedyś? Jednakże jak to powiedział Jean-Paul Sartre "Być może istnieją czasy piękniejsze, ale te są nasze. " I tego się trzymajmy.
Warto nadmienić, iż powstała również ekranizacja pierwszej części trylogii Gier, której premiera planowana jest na 2013 rok. Zwiastun obok :
Moja ocena: 4
Tytuł oryginału : Rubinrot
Wydawca: Egmont Polska Sp. z o.o.
Data premiery: 2011-04-29
Ilość stron: 344
Kolejna interesująca recenzja książki... ;) Chociaż motyw podróży w czasie to nie jest mój konik, ale to będzie miła odskocznia od tych wszystkich książek, gdzie główną rolę odgrywają demony, anioły, wampiry... i cieszy mnie to, że jest książka,w której występują ludzie.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością czytanie historii, w którym nie występują żadne postacie żywcem wyjęte z podań czy legend jest miłą odmianą.
Mi się książka bardzo podobała :) Normalnie czytałam ją aż dwa razy i coś czuję, że na tym nie koniec xD
OdpowiedzUsuń