piątek, 16 listopada 2012

"Czerwień rubinu" Kerstin Gier

Teoretycznie podróże w czasie nie są niemożliwe. Teoretycznie... W praktyce wygląda to jednak trochę inaczej, dlatego też, zamiast podróżować po innych epokach, możemy jedynie, zakotwiczeni we własnej rzeczywistości, pozwiedzać inne miasta, czy kraje; ewentualnie pojeździć palcem po mapie.

W świecie Gwendolin, głównej bohaterki "Trylogii czasu" niemieckiej autorki Kerstin Gier, podróże w czasie nie są jednak jedynie abstrakcyjnym wymysłem miłośników science fiction, lecz czymś naturalnym, zwyczajnym....No dobrze - prawie naturalnym i prawie zwyczajnym... Ale wszystko po kolei.

Poznajcie Gwendolin - zwykłą nastolatkę przytłoczonej przez system edukacji szkolnej, posiadającą oddaną przyjaciółkę, lekko dziwaczną rodzinę i cały pulę innych rzeczy, składającej się na nudne życie szesnastolatki. Wśród członków jej drzewa genealogicznego występują osoby obdarzone genem podróży w czasie umożliwiające, jak nie trudno zgadnąć, podróże w czasie. Według obliczeń Isaaca Newtona posiada go także kuzynka Gwen - Charlotta, od małego przygotowywana na przyjęcie tego brzemienia (lub daru jak, kto woli). Uczona fechtunku, historii, dawnych obyczajów ze zniecierpliwieniem, wraz z całą rodziną oczekiwała tego pierwszego skoku w przestrzeń potwierdzającym jej dziedzictwo. Jednak niespodziewanie to nie Charlotta, lecz młodsza o jeden dzień Gwen cofa się nagle kilkadziesiąt lat wstecz i stwierdza, że to właśnie ona posiada ten jakże pożądany gen. Niestety początkowo nikt nie chce jej uwierzyć. Rodzinka ślepo wierząca w obliczania Newtona (gdyż Newton wielkim uczonym był), nie przyjmuje do wiadomości wersji dziewczyny, posiadającej ograniczony margines zaufania po historii z duchami (tak, Gwendolin widzi duchy). Nieplanowane skoki zdarzają się co raz częściej, nieubłaganie dążąc do ostatniego po którym nie ma już powrotu. Niemalże w ostatniej chwili, rodzinka orientuje się, że Gwen nie kłamie by zwrócić na siebie uwagę, lecz realnie potrzebuje pomocy. Dziewczyna zostaje wprowadzona w tajniki misji, w której udział pierwotnie miała brać Charlotte. Wraz ze Gideonem de Villares - członkiem drugiej rodziny, w której poszczególne osoby także były nosicielami genu, musi wyruszyć w przeszłość, aby wykonać zadanie, którego skutki rzutować będą zarówno na teraźniejszość jak i przyszłość.

Niewątpliwie, na korzyść książki działa fakt, iż nie traktuje ona o wampirach, wilkołakach, nefilim, aniołach, demonach, itd. Otóż, bohaterowie "Czerwieniu rubinu" są 100% przedstawicielami homo sapiens. Wszyscy. Bez wyjątku.
Dalej jest niestety trochę bardziej schematycznie. Mamy tu dość sympatyczną główną bohaterkę, której życie z dnia na dzień stanęło na głowie, a ona sama okazała się kimś niezwykłym. Mamy głównego bohatera którego aparycja jest wprost proporcjonalna do poziomu arogancji, którą sobą reprezentuje. Typ "och" i "ach", który obowiązkowo początkowo nie ma najlepszych układów z uroczą Gwen (niech zgadnę, może chodzi tu o jego sposób bycia?), ujawniając jednakże głęboko skrywane odruchy godne dżentelmena lód pomiędzy nimi topnieje. Ciekawe co z tego wyniknie? Z pewnością nikt nie wpadłby na to, że powstanie z tego coś romansowopodobnego...
Czepiam się. Wiem.

Choć podróże w czasie są motywem często poruszanym  w literaturze, wbrew pozorom tego typu wątek nie jest wcale łatwy do prowadzenia. Dość szybko można się zapętlić, a wtedy bez trudu wkraść może się nam niechcianych "paradoks dziadka" (ciekawskich odsyłam do wikipedii). Gier kieruje jednak fabułę, w sposób jasny i przemyślany, dzięki czemu nie sposób się pogubić. Jedyne do czego pod tym względem mogę się przyczepić, to nie zbyt dokładne odwzorowanie realiów dawnych czasów. Skoro przenosimy się kilkadziesiąt lat wstecz, pragnę zachłysnąć się tamtejszym powietrzem i poczuć panującą tam atmosferę. Niestety zabrakło tego -  a szkoda, gdyż Londyn, w którym toczy się akcja, daje pod tym względem prawdziwe pole do popisu.
Autorka prowadzi fabułę na zasadzie nawarstwiania kolejnych pytań, tajemnic i przekrętów, trudno więc ocenić całokształt jedynie po pierwszej części. Z doświadczenia wiem, że w każdej trylogii znajduje się jeden tom odbiegający poziomem od pozostałych. Zazwyczaj jest to część pierwsza, będąca swoistego typu wprowadzenie, lub druga, gdzie z kolei po mocnym, w tym wypadku, wstępie, następuje spowolnienie akcji. Trudno powiedzieć mi jednak, która zasada obowiązuje w "Trylogii czasu", gdyż nie miałam okazji przeczytać kolejnych tomów.

Ogółem książkę czyta się naprawdę szybko i bez większych zgrzytów. Zauważałam, że powieść zbiera naprawdę wysokie noty, radziłabym więc nikomu nie przekreślać tej serii, z góry, lecz przekonać się samemu czy naprawdę na takowe zasługuje. Może jestem za stara na tego typu literaturę (choć jak wiadomo książki daty ważności nie mają), lub zbyt głęboko wydrążona w literaturę młodzieżową, nie wiem. Przygody Gwen i Gideona zaciekawiły mnie, jednakże nie do tego stopnia, aby myśl o tym co będzie dalej nie dawała mi spać po nocach. Ot taka po prostu odskocznia, od zwykłej szarej rzeczywistości. No, bo w końcu któż z nas nie chciałby choć na chwilę wyrwać się z dzisiejszych realiów i zobaczyć jak było kiedyś? Jednakże jak to powiedział Jean-Paul Sartre "Być może istnieją czasy piękniejsze, ale te są nasze. " I tego się trzymajmy.

Warto nadmienić, iż powstała również ekranizacja pierwszej części trylogii Gier, której premiera planowana jest na 2013 rok. Zwiastun obok :




Moja ocena: 4

Tytuł oryginału : Rubinrot
Wydawca: Egmont Polska Sp. z o.o.
Data premiery: 2011-04-29
Ilość stron: 344



3 komentarze:

  1. Kolejna interesująca recenzja książki... ;) Chociaż motyw podróży w czasie to nie jest mój konik, ale to będzie miła odskocznia od tych wszystkich książek, gdzie główną rolę odgrywają demony, anioły, wampiry... i cieszy mnie to, że jest książka,w której występują ludzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :)
    Z pewnością czytanie historii, w którym nie występują żadne postacie żywcem wyjęte z podań czy legend jest miłą odmianą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się książka bardzo podobała :) Normalnie czytałam ją aż dwa razy i coś czuję, że na tym nie koniec xD

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarze :D