czwartek, 4 września 2014

"Równoumagicznienie" Terry Pratchett


Terry Pratchett nie bez powodu zasłużył sobie na miano jednego z najpoczytniejszych autorów, a jego powieść osadzone w Świecie Dysku zyskały międzynarodową sławę, oraz zajmują stałe miejsce w sercach czytelników zarówno tych młodszych jak i całkiem dorosłych. Historie w nich opisane są niczym odbicie w krzywym zwierciadle naszej rzeczywistości. Nic w tym dziwnego, iż czytając je nie sposób nie uśmiechnąć się, lecz także zmusić do chwilę refleksji.

"Równoumagicznienie” dotycząca łamania stereotypów, oraz zawziętego już dawno nie aktualnych zwyczajów nie odchodzi od tego schematu.

Zauważyliście, że wszyscy wielcy magowie od zarania dziejów byli mężczyznami? Czas to zmienić!

Los Esk został przypieczętowany w dniu jej narodzin. Z powodu fatalnej w skutkach pomyłki zostaje obdarzona mocą magów stając się tym samym pierwszym żeńskim przedstawicielem władającym tym rodzajem magii. Tradycja głosi jednak jasno – żadna kobieta nie ma i nie będzie mieć wstępu na Niewidzialny Uniwersytet, w którym magowie zdobywają wiedzę oraz ćwiczą umiejętności. Rodzina dziewczynki ukrywa jej dziedzictwo, a miejscowa czarownica stara się nauczyć magii o wiele bardziej odpowiedniej dla niewiasty. Mocy maga nie da się jednak ukryć. Mała Esk wraz z Babcią Weatherwax wyruszają więc podróż w celu odnalezienia Niewidzialnego Uniwersytetu gotowe zmienić wszystkie panujące tam reguły.

 „Równoumagicznienie" to moje trzecie spotkanie z twórczością Pratchetta i z pewnością nie ostatnie. Jednakże po przeczytaniu już kilku stron nie sposób nie zauważyć, iż powieść ta jest dużo bardziej stonowana. Przyzwyczajona, iż w jego historiach absurd goni absurd, a znane wątki łączą się i nabierają nowego, wybuchowego wyrazu, takie nagłe wyciszenie było dla mnie zaskoczeniem. Całe szczęście mamy Babcię Weatherwax. Ta zwariowana staruszka z całą pewnością nie pozwoli się nudzić czytelnikowi. Jej apodyktyczna osobowość sprawiająca, iż podporządkowuje sobie nawet najbardziej nieprzychylną grupę ludzi i  bez problemu toruje młodej magini drogę na szczyt, nawet jeśli ta prowadzi przez pralnie Niewidzialnego Uniwersytetu.

Czytając powieść nie mogłam oderwać się od myśli, iż jest ona połączeniem „Gry o Tron” G. R.R. Martina z „Trylogią Czarneg Maga" Trudi Canavan. Podobieństwo to dotyczy szczególnie postaci Esk, której upór i siła w zmierzaniu się z przeciwnościami losu bardzo przypominało mi młodą Aryię Stark, która w świcie zdominowanym przez mężczyzn walczyła o niezależność i własne marzenia. Podobieństwo z trylogią Canavan narzuca się automatycznie – dziewczyna z ogromną mocą, pochodząca ze sfer, w której magowie nie występują, magiczny uniwersytet z silnymi tradycjami uniemożliwiającymi jej spokojną naukę. Otrzymując cechy bohaterek występujących w obu cyklach nie sposób uczynić Esk postacią nudną czy mało znaczącą. Zresztą trudno być zwykłym szarym obywatelem żyjąc w świecie, w którym działają inne prawa fizyki, który jest płaski i utrzymywany przez cztery słonie stojące na ogromnym żółwiu.

"Równoumagicznieni” jest trzecią częścią cyklu. Na szczęście w powieściach ze Świata Dysku nie obowiązuje żadna chronologia, a poszczególne historie nie są ze sobą związane, choć niektóre postacie (na szczęście) stają na drodze innym bohaterom (robiąc przy okazji sporo zamieszania).

Bardzo cieszę się, iż zdecydowałam się w końcu odkryć tajemnice popularności Pratchetta...

Moja ocena: 4+

1 komentarz:

  1. Pratchett to jeden z moich ulubionych pisarzy, którym zaczytywałam się w liceum. Humor, sarkazm, ujmowanie świata fantastycznego w krzywym zwierciadle to chyba główne cechy jego powieści, które ujmują czytelnika. Chętnie przeczytam inne recenzje jego książek :) A skoro Ci się spodobały to na pewno ich nie zabraknie na Twoim blogu.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarze :D